Jeśli
chodzi o wyjątkowość BMW Dixi, to zmyślałam, ale Jim też i o to
właśnie chodziło w tamtej scenie. Rozdział jest dość długi, bo
nie chciałam go dzielić. Mam nadzieję, że jakoś przez niego
przebrniecie. Wygląda na to, że wracamy do poprzedniej
częstotliwości, czyli 1 rozdział na miesiąc.
~
* ~
Już
drugiego dnia po wyjeździe większości uczniów Sati przekonała
się, że unikanie Jamesa jest po prostu niemożliwe. On zresztą
usilnie dążył do podsunięcia jej tego spostrzeżenia, codziennie
przesiadując w jej pokoju, ponieważ wiedział, że prędzej czy
później będzie zmuszona do niego wrócić. Właściwie miał do
tego powód, a nawet dwa – Pieśń o Cydzie i ich najnowsze
odkrycie, złote astrolabium.
Sati
miała wrażenie, że w ciągu ostatniego tygodnia przeszukali cały
Internet, żeby dowiedzieć się, czym ów przedmiot jest, ale tak
naprawdę zawęzili poszukiwania do wszystkiego, co wiązało się z
hiszpańską flotą. Nie było łatwo, ale Jim okazał się bardzo
pomocny, gdy zauważył, że cienkie linie tworzące siatkę
wyglądają jak południki przecinane przez równoleżniki. Wtedy
wstukali w Internet hasło związane z przyrządami nawigacyjnymi i
powoli, przeglądając kolejne strony, dotarli do czegoś, co
przypominało ich znalezisko i nazywało się astrolabium. Wszystko
wskazywało na to, że używano go do nawigacji, zanim wynaleziono
kompas.
-
No, wreszcie jesteś, zaczynało mi się już nudzić samemu –
przywitał ją niski głos, jak tylko przekroczyła próg swojej
sypialni. James leżał na jej łóżku, przerzucając kolejne strony
El Cantar de mio Cid i bawiąc się astrolabium. Przewróciła
oczami, bo od wczoraj witał ją w ten sam sposób, najwyraźniej
czekając aż nie wytrzyma i w końcu na niego nawrzeszczy.
-
Odkryłeś coś? – zapytała, siadając na krześle.
-
Tak, że ta książka wywołuje u mnie alergię. – Teatralnie
pociągnął nosem. – Rozmawiałaś już z ojcem? – zapytał, i
widząc jej zaskoczone spojrzenie, wskazał na telefon, który
ściskała w dłoni.
-
Nie wciskaj nosa w nieswoje sprawy – warknęła, odkładając
komórkę na biurko i krzyżując ręce na piersi w postawie
obronnej.
James
wzruszył ramionami i włożył wolumin oraz przestarzały kompas pod
poduszkę.
-
I tak tu wrócę – mruknął, gdy Sati w zdziwieniu uniosła brwi.
– A teraz chodź na kolację.
-
Muszę? – jęknęła rozpaczliwie.
-
Tak. Jest Wigilia i nie spędzisz jej, użalając się nad swoim
losem i opychając się czekoladą na poprawę humoru. – Złapał
ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
-
Nie miałam zamiaru jeść czekolady – broniła się, zapierając
stopami o podłogę.
-
To kubełek lodów, nie widzę różnicy.
W
odpowiedzi tylko prychnęła.
Kolacja
wigilijna minęła im w nieco ponurej, ale w gruncie rzeczy spokojnej
atmosferze. Ośmioro uczniów, którzy zdecydowali się zostać w
internacie z przyczyn mniej lub bardziej osobistych, zasiadło w
milczeniu przy stole w jadalni, przez większość kolacji całą
swoją uwagę poświęcając dłubaniu w talerzach. Wyglądało na
to, że z całego towarzystwa znali się tylko Sati i James. I
chociaż Marta, jako jedyny obecny opiekun, a zarazem kucharka,
próbowała ich jakoś rozruszać, zachęcając do śpiewania kolęd
i pastorałek, to, widząc, że niewiele może zdziałać, pozwoliła
im dokończyć w ciszy jedzenie i wrócić do swoich pokoi.
Tylko
Jim nie poddawał się ogólnemu przygnębieniu, napychając policzki
do granic możliwości tradycyjnymi angielskimi daniami, które na tę
okazję przygotowała Marta. A widać było, że wyjątkowo się
postarała, bo stół uginał się pod wszystkimi potrawami;
centralne miejsce zajmował pieczony indyk, obłożony owocami i
warzywami, oprócz niego kilka rodzajów sałatek i kiełbaski
przyrządzone na trzy różne sposoby, a na deser budyń, do wyboru z
lub bez bakalii i cudownie pachnące pierniki, które James zgarnął
na odchodnym.
Jedynym
wydarzeniem, w którym wargi Sati zadrżały od tłumionego śmiechu,
było nieporadne spojrzenie Jamesa, którym ją obdarzył, kiedy,
mrugnąwszy do jakiejś przyglądającej mu się pierwszoklasistki,
sprawił, że ta zarumieniła się aż po same uszy i próbowała
ukryć twarz w golfie.
Zaraz
po powrocie Jim usadził Sati na łóżku i wcisnął jej do ręki
piernika w kształcie choinki, a następnie usadowił się obok niej
i wyciągnął coś z czarnego plecaka opartego o biurko, którego
blondynka do tej pory nie zauważyła.
-
Wesołych świąt, Sati! – oznajmił z szerokim uśmiechem i podał
jej ładnie ozdobioną, płaską paczuszkę.
-
Co?! – Dziewczyna zakrztusiła się ciastkiem. – Zwariowałeś?!
-
Ależ nie ma za co, wiedziałem, że się ucieszysz – zironizował.
– No dalej, otwórz.
-
Nie – stwierdziła stanowczo i wepchnęła mu prezent do rąk. –
Nie chcę od ciebie żadnych prezentów.
-
Po prostu otwórz - nalegał, ale gdy ponownie się nie zgodziła,
mamrocząc coś o Jasmine, roztargał ozdobny papier i położył jej
na kolanach kilkunastostronicowy ręcznie rysowany komiks rozmiaru
zeszytu.
-
Co to jest? – zapytała wpatrując się w okładkę, na której
znajdowała się dziewczynka w fioletowej sukience do kolan i tiarze
w tym samym kolorze; na ramieniu miała czarnego kota, który
nastroszył się, kiedy na skutek zaklęcia rzucanego przez małą
czarownicę jego futro pokryło się srebrnymi cętkami.
-
Komiks – odpowiedział spokojnie.
-
Widzę, że komiks, ale dlaczego on przedstawia historię z książki
mojej mamy? – zapytała, wertując kartki.
-
Pomyślałem, że ci się spodoba. Więc… podoba ci się? – dodał
niepewnie.
Przejechała
opuszkami palców po tytule i poczuła jak wbrew jej woli do oczu
napływają łzy. Nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, pokiwała
głową.
-
Bardzo. Sam to narysowałeś? – zapytała, odchrząkując.
-
Alex pomógł mi w niektórych kadrach, ale tak, ja to narysowałem –
odpowiedział dumnie.
-
Nie oddam ci tego, wiesz? – Bardziej oświadczyła niż zapytała,
z całych sił przyciskając prezent do piersi.
-
Miałem taką nadzieję – odpowiedział z lekkim uśmiechem i
dodał, tym razem bez ironii: - Nie ma za co.
-
Dziękuję, James. – Otarła łzy i spojrzała na niego z
wdzięcznością.
Dopiero
teraz dotarło do niej, jak blisko Jim siedział przez cały ten
czas. Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł dreszcz, gdy zorientowała
się, że pochyla się nad nią, opierając się na ręce tuż za jej
plecami. Wpatrywał się w nią tymi swoimi nieprzyzwoicie brązowymi
oczami aż zrozumiała, że wcale nie zamierza się odsunąć.
Chciała odwrócić wzrok, ale jego spojrzenie hipnotyzowało ją i
zmuszało serce do dzikiego galopu. Czuła jego płytki oddech w
okolicy swoich ust i pomyślała, że nie pamięta już jak się
oddycha.
I
wtedy zadzwoniła komórka. Zagrała jakąś piskliwą melodyjkę,
wybudzając ich z transu, w który wpadli, wpatrując się z siebie.
Sati wykorzystała ten moment, doskakując do niej, a tym samym
odsuwając się od bruneta na bezpieczną odległość. Gdy rzuciła
okiem na wyświetlacz, ciągle słyszała, jak krew szumi jej w
uszach. Tata.
-
Nie odbierzesz? – zapytał Jim, przyglądając jej się uważnie.
-
Nie – odpowiedziała stanowczo, wciskając odrzuć połączenie.
– Chciał spędzić święta sam na sam z Mandy, to niech teraz da
mi spokój.
-
Myślałem, że czekasz na ten telefon – zauważył.
-
A ja myślałam, że już ci powiedziałam, żebyś nie wtykał nosa
w nieswoje sprawy – warknęła na niego.
Gwałtownie
odłożyła telefon na biurko i usiadła z powrotem na łóżku,
wyciągając spod poduszki przedmioty uprzednio schowane tam przez
Jima.
-
Przydaj się i spróbuj wykombinować, w czym nam to pomoże. –
Podała Jamesowi astrolabium, a sama zajęła się książką.
-
Jasne, za sekundę – powiedział i dodał ostrożnie: - Wiesz,
jeśli chodzi o to, co się przed chwilą prawie stało…
-
Nie będziemy o tym rozmawiać – przerwała mu – teraz, ani
nigdy.
-
Naprawdę nie zamierzasz ze mną pogadać na ten temat? Może byś
chociaż na mnie spojrzała – zdenerwował się i wyrwał jej El
Cantar de mio Cid, bo nie odrywała od niego wzroku.
-
Oddaj mi to! – Spróbowała mu odebrać Pieśń o Cydzie,
ale on rzucił książką przez pokój i złapał Sati, próbując
ograniczyć jej ruchy.
-
Zwariowałeś?! – krzyknęła i wyrwała mu się, biegnąc w stronę
woluminu, który koziołkując stracił kilka stron. – Mogłeś ją
zniszczyć!
-
Zapomnij o tym śmieciu i chociaż przez chwilę przestań udawać,
że nic się nie stało! – zawołał, kiedy blondynka usiłowała
połapać się w numeracji, żeby włożyć kartki z powrotem na ich
miejsca. – Całowaliśmy się! Gdyby nie ten cholerny dzwonek,
znowu byśmy to zrobili i nawet nie próbuj zaprzeczać! Może
chociaż przez chwilę nie będziesz myśleć o Jasmine i pomyślisz
o sobie, co? – Przyjrzał się uważnie, jak wyciąga coś z
książki i westchnął bezsilnie: - Wcale mnie nie słuchasz,
prawda? Co ty tam w ogóle robisz? – warknął zirytowany.
-
Tutaj chyba coś jest – powiedziała z wahaniem i położyła
tomiszcze na biurku. James zajrzał jej przez ramię. – Jak nią
rzuciłeś, to oderwał się pergamin od wewnętrznej strony okładki
i wystawało coś takiego. No to pociągnęłam i wyszło jeszcze
więcej.
Jim,
stojąc za Sati, sięgnął po książkę z obu stron, ograniczając
dziewczynie możliwości jakiegokolwiek ruchu.
-
Może ja się po prostu odsunę? – zasugerowała, czując się
niezręcznie.
-
Nie trzeba – usłyszała jego rozbawiony głos, tuż nad swoim
uchem.
Sati
zawahała się przez chwilę i powiedziała cicho:
-
Nie mogę udawać, że nie podobasz się Jaz i nawet nie zamierzam –
mruknęła cicho, nerwowo stukając paznokciami w blat biurka. – To
moja przyjaciółka.
-
A co, jeżeli twoja przyjaciółka nie będzie miała nic przeciwko
temu, żebyś się ze mną umówiła? – zapytał niby od
niechcenia, nie przerywając odrywania pergaminu od okładki.
-
Mówisz o Jasmine? O tej samej Jasmine, którą znam? Powodzenia –
prychnęła, dając mu do zrozumienia, że nie zamierza dłużej
rozmawiać na ten temat.
Wewnętrzna
papierowa okładzina odeszła całkowicie, ukazując twardą okładkę
i schowany tam pergamin, który okazał się być złożony na
czworo. Jim rozłożył go i razem z Sati obejrzał z każdej strony,
ale był on zupełnie pusty.
-
Myślisz, że w ten sposób utwardzali okładki? – zapytała
niepewnie.
-
Przekonajmy się. – Odwrócił książkę tak, by tylna okładka
była na górze i powtórzył czynność z niemal chirurgiczną
precyzją. Nic tam nie było.
-
Czyli to kolejna wskazówka? Co my niby mamy zrobić z niezapisaną
kartką? – zirytowała się dziewczyna.
Drzwi
otworzyły się i do środka zajrzała Marta z ciepłym uśmiechem na
ustach.
-
Już po dziesiątej. Dobrze wiesz, że nie wolno ci przebywać w
pokoju z dziewczyną o tej porze. – Pogroziła Jamesowi palcem i
cofnęła się na korytarz, zostawiając drzwi otwarte.
-
Pomyślimy nad tym jutro. – Poczochrał włosy Sati i udał się w
stronę wyjścia.
-
Jim – zawołała za nim, kiedy trzymał już rękę na klamce. –
Nie planowałam ci tego dawać, ale skoro narysowałeś komiks… -
Wyciągnęła z szuflady czerwony samochodzik, po który wróciła
się do antykwariatu następnego dnia, już bez Jasmine, i rzuciła
go chłopakowi. – To nic takiego, ale widziałam, że je zbierasz i
pomyślałam sobie, że może jeszcze tego modelu nie masz. –
Wzruszyła ramionami i klapnęła z powrotem na łóżko,
przyglądając się nowo odkrytemu pergaminowi, który Jim przed
chwilą odłożył na biurko.
James
przyjrzał się uważnie zabawce, którą dostał i jego oczy
rozszerzyły się ze zdumienia.
-
Ale numer! – wykrzyknął podekscytowany. - To jest BMW 3/15! BMW
Dixi! Od lat usiłuję go dorwać. Skąd go masz?
Sati
wydawała się być zdziwiona reakcją chłopaka, a jeszcze bardziej
tym, jak cenny okazał się jej przypadkowy nabytek.
-
Był na wystawie w antykwariacie – odpowiedziała odrobinę
zażenowana radością Jamesa. Nie sądziła, że tak się ucieszy ze
zwykłego autka.
-
Wiesz co to oznacza, prawda? – zapytał James, przybrawszy chytrą
minę. – Kupiłaś mi prezent, nie wiedząc, że dostaniesz coś
ode mnie. Lubisz mnie. Nawet nie próbuj zaprzeczać!
W
ostatniej chwili zamknął drzwi, umykając przed lecącą w jego
stronę poduszką. Pomachał Marcie, która sprawdzała właśnie
pokój jakiejś trzecioklasistki na końcu korytarza i wrócił do
swojej sypialni. Stanąwszy przed półeczką zawieszoną nad
biurkiem, przyjrzał się swojemu prezentowi, po czym postawił go w
honorowym miejscu z przodu, zdejmując z niego identyczny samochodzik
i wrzucając go do szuflady biurka. Przez cały ten czas nie
przestawał szeroko się uśmiechać, gdyż po jego głowie błądziła
jedna, konkretna myśl: ona mnie lubi.
Jako
że za nic w świecie nie mogli odkryć, jaką wskazówkę kryje
astrolabium i pusty pergamin, Sati zaproponowała, żeby inspiracji
poszukali w filmach przygodowych, o których Alex tyle opowiadał. I
bardzo szybko tego pożałowała. Wysuwając tę propozycję,
chciała, by każde z nich w swoim pokoju obejrzało inny film, a
następnie – jeżeli zauważyłoby coś, co mogłoby okazać się
przydatne – podzieliło się spostrzeżeniami. Tak byłoby
zdecydowanie szybciej, a co za tym idzie - logiczniej. Niestety,
James uznał, że o wiele weselej będzie im się oglądało
wspólnie, dlatego co wieczór zjawiał się u niej z nowym tytułem
i świeżym popcornem w ręce. Odmawiał też nazywania tych spotkań
inaczej niż „randka”. „Do zobaczenia na dzisiejszej randce”,
„Masz jakiś pomysł na wieczorną randkę?” i tak w kółko.
Dlatego Sati odetchnęła z ulgą, kiedy przerwa świąteczna
dobiegła końca i wszyscy uczniowie wrócili do internatu, licząc
na to, że Jim zachowa przy reszcie zdrowy rozsądek.
-
Zapomniałam kosmetyczki. – Jasmine wparowała do pokoju z
ręcznikiem przerzuconym przez ramię i zieloną piżamą w ręce,
niemal doprowadzając Sati do zawału; już zapomniała, jaka to
frajda mieć tak roztrzepaną współlokatorkę.
Blondynka
usiłowała wcisnąć pod poduszkę komiks o małej czarodziejce,
który przez ostatni tydzień zwykła czytać przed snem, na zmianę
z bajką napisaną przez mamę. Im częściej porównywała oba
dzieła, tym więcej zauważała szczegółów, które udało się
wyłapać Jamesowi. Niestety, Jaz okazała się być bardzo
spostrzegawcza.
-
Co tam chowasz? – zapytała, podejrzliwie mrużąc oczy.
-
Nic – odpowiedziała Sati nieco za szybko. – Poprawiam tylko
poduszkę. Dlaczego miałabym cokolwiek przed tobą ukrywać?
-
A to, moja droga, jest bardzo dobre pytanie, na które chciałabym w
tej chwili poznać odpowiedź – powiedziała szatynka, odkładając
trzymane przez siebie rzeczy na krzesło i wyciągając ręce w
kierunku blondynki. – No już!
Sati
niechętnie sięgnęła pod poduszkę i podała dziewczynie komiks.
Jasmine skrzywiła się, wertując kartki.
-
Nic dziwnego, że ci wstyd. Kto w naszym wieku czyta bajki? –
Spojrzała na nią z politowaniem i, gdy już miała oddać blondynce
przedmiot, jej wzrok zatrzymał się na znajomym nazwisku.
„Czarodziejka
Sati” Elisabeth Kingston
Interpretacja graficzna: James Brown
-
Dostałaś to od Jima? – zapytała Jaz z wyraźną pretensją w
głosie. – Dlaczego on miałby ci cokolwiek dawać?
Nie
czekając na odpowiedź, rzuciła komiks na biurko i wybiegła z
pokoju.
No
to się porobiło… - pomyślała blondynka, żałując, że nie
udało jej się wystarczająco szybko wymyślić wiarygodnego
kłamstwa.
W
niedzielę Sati zrozumiała, dlaczego Jasmine po powrocie do pokoju i
przez cały następny tydzień była wyjątkowo spokojna i cierpliwie
słuchała jej tłumaczeń, tylko okazjonalnie racząc ją drobnymi
złośliwościami. Kiedy po wieczornej kąpieli stanęła przed
lustrem, pojęła, że opanowanie szatynki było tylko pozorne i
miało dać jej wystarczająco dużo czasu na zaplanowanie zemsty.
Zemsta
miała intensywnie niebieski kolor, tak jak i włosy Sati.
Wracając
do pokoju, czuła na sobie wzrok wszystkich mijanych na korytarzu
osób i słyszała złośliwe chichoty za swoimi plecami. Postanowiła
przyspieszyć kroku, żeby jak najszybciej znaleźć się w
bezpiecznej sypialni, jednak na myśl o konfrontacji z Jaz,
zagotowała się w niej krew.
-
Coś ty sobie, do diabła, myślała?! – wykrzyknęła już w
progu, ściągając na siebie uwagę kilku chłopaków idących
właśnie do łazienki.
Sati
spodziewała się wszystkiego: krzyków, pretensji, nawet rękoczynów,
ale nie przyszłoby jej do głowy, że szatynka na jej widok dostanie
ataku głupawki i zacznie się śmiać tak bardzo, że wyląduje na
kolanach, nie mogąc złapać tchu.
-
Bawi cię to?! – warknęła na nią chwilowo niebieskowłosa
blondynka.
-
Nawet… nie wiesz… jak… bardzo – wydusiła z trudem Jaz,
trzymając się za brzuch i kołysząc w przód i w tył, żeby
uspokoić się chociaż trochę. Nie przynosiło to jednak żadnych
rezultatów.
-
Kiedy mi to zejdzie? - jęknęła z rozpaczą Sati.
Jasmine
otarła łzy z kącików oczu i odparła rozbawiona:
-
Na opakowaniu napisali sześć do ośmiu myć. - I po raz kolejny
parsknęła śmiechem.
W
drzwiach zaczął się gromadzić spory tłumek, który Amy
przegoniła, jak tylko dopchała się na sam początek i zamknęła
reszcie drzwi przed nosem.
-
O ja cię! Wyglądasz zupełnie jak Eleonora! – krzyknęła z
entuzjazmem, przyglądając się z bliska włosom Sati.
-
Kto? – zapytała panna Kingston, odtrącając jej rękę.
-
Znajoma brata. Weszła w konszachty z krasnalami, kiedy zgubiła
magiczny proszek i nie mogła czarować – odparła po prostu
czerwonowłosa, próbując dobrać się do jej kosmyków od drugiej
strony.
-
Że niby co? – zapytała Jasmine, zupełnie zapominając o
wyśmiewaniu się ze współlokatorki.
-
No przecież mówię – zirytowała się Amy. – Eleonora. Wróżka.
Nadążajcie.
-
Twój brat ma więcej takich znajomych? – zapytała rozbawiona
Sati, na chwilę zapominając o swoim niebieskim problemie.
-
Jasne. Kumpluje się jeszcze z Baltazarem, wampirem, który miał
dość bycia nieśmiertelnym i próbował popełnić samobójstwo,
ale uratował go Remus, sympatyczny wilkołak i najlepszy przyjaciel
Adama. Przyjaźni się też z Pusią, która całe życie była kotem
wrednej czarownicy, aż zdecydowała się uciec i samej zacząć
praktykować magię, niestety, z jej planów nic nie wyszło, bo nie
mogła złapać w łapki różdżki, żeby rzucić zaklęcie, więc
została doradcą magicznym. Jest jeszcze Fuegor – smok, którego
wyklęła rodzina, bo gustował w rycerzach, a nie księżniczkach i
troll, którego adoptowały olbrzymy, ale zawsze zapominam, jak mu
było na imię… Poldek? Polly? Jakoś tak.
-
Boże, Amy, co twój brat bierze, że wymyśla takie historyjki? –
parsknęła śmiechem Jasmine, ale dopiero po minie przyjaciółki
zorientowała się, że popełniła poważną gafę; czerwonowłosa
wyglądała, jakby ją spoliczkowano.
-
Mój brat nie jest ćpunem! – krzyknęła z furią. – I nie
obchodzi mnie, co mówią o nim inni. Oni… Oni wzywali Adama
zawsze, kiedy potrzebowali pomocy, bo wiedzieli, że im nie odmówi –
powiedziała już ciszej. Sati odniosła wrażenie, że Amy próbuje
przekonać o tym samą siebie, a nie swoje przyjaciółki. – To
dlatego znikał na kilka dni. Ale kiedy wracał opowiadał mi o nich
wszystkich. Mam w nosie, co mówią rodzice. On był najlepszym
bratem pod słońcem! – dodała butnie.
Blondynka
uchwyciła błagające o pomoc spojrzenie Jaz, która najwyraźniej
czuła się odpowiedzialna za sprowokowanie tego wyznania, więc
podeszła do Amy i położyła jej rękę na plecach w niemej próbie
pocieszenia.
-
Amy, dlaczego powiedziałaś, że on był najlepszym bratem? –
zapytała ostrożnie. Mina dziewczyny diametralnie się zmieniła,
teraz wyglądała, jakby miała się rozpłakać.
-
Bo siedem lat temu nie wrócił – mruknęła, wtulając twarz w
ramię Sati. – Wiem, że go potrzebują, ale ja tak strasznie za
nim tęsknię.
W
desperackiej próbie odkupienia swoich win, Jasmine zaproponowała
najbardziej szalony pomysł, na jaki było ją w tamtej chwili stać:
-
Zawsze możemy zapytać Ramira, czy wie coś o twoim bracie. W końcu
to duch, nie?
Przez
dwa i pół miesiąca Amy buszowała po stronach internetowych i
czytała wszystkie możliwe książki o tej tematyce, szukając
dobrego sposobu na wywołanie ducha i dręcząc dziewczyny każdą
nową informacją, którą znalazła. Sati nie mogła nie zgodzić
się na ich prośbę, kiedy obie patrzyły na nią z perfekcyjnie
opanowanymi minami zbitych psiaków, więc już następnego dnia
spróbowały porozumieć się z Cortezem za pomocą planszy ouija,
licząc na to, że uda im się powtórzyć poprzedni sukces i uzyskać
jakieś informacje. Niestety, klucz nawet nie drgnął, gdy zawisł
nad planszą. Tydzień później, pomimo nawału zajęć szkolnych,
spróbowały znowu z równie marnym skutkiem. To wtedy Amy
postanowiła zgłębić tajniki paranormalnej sztuki, czego skutkiem
były między innymi dwie wizyty u kobiet z sąsiednich miast, które
rzekomo potrafiły „nawiązać kontakt z zaświatami”, a
przynajmniej tak reklamowały się w internecie. Oba seanse okazały
się być klapą, a kobiety – specyficznie ubranymi oszustkami,
które kryły się za gryzącym dymem kadzideł i pobrzękującymi
paciorkami.
Ale
Amy nie w głowie było poddawanie się, skoro uzyskała już zgodę
blondynki, o którą tak usilnie się ubiegała. W drugiej połowie
kwietnia dumnie wkroczyła do sypialni dziewcząt i ogłosiła, że
wreszcie znalazła informację pochodzącą z wiarygodnego źródła.
Był jednak jeden haczyk – do seansu potrzebowali pięciu osób.
Jasmine, Sati oraz Amy były gotowe w każdej chwili, wciąż jednak
brakowało dodatkowej dwójki. I akurat dwie kandydatury wydały się
im oczywiste: chłopcy, którzy byli zaangażowani w poszukiwanie
skarbu, na różnych jego etapach.
O
ile przekonanie Jamesa nie stanowiło większego problemu (dziewczęta
musiały tylko narazić się na żarty odnośnie wierzenia w stek
bzdur), to Alex stanowił poważne wyzwanie; w końcu to z powodu
ducha postanowił porzucić ich małą przygodę. Dziewczyny starały
się go przekonać naprawdę mocno, nawet brunet zachęcał go, by
przyłączył się do tej „głupiej zabawy”, ale Alex był
nieugięty. Dopiero kiedy Sati wyjawiła mu, jak wielkie znaczenie ma
to dla Amy, zgodził się z wahaniem.
Na
chwilę przed rozpoczęciem seansu Sati poczuła się w obowiązku
poinformować wszystkich obecnych, że istnieje szansa, jakkolwiek
niedorzecznie by to nie brzmiało, na pojawienie się prawdziwego
ducha. Zapewniła, że widziała go kilka razy i, choć Jim i Jaz nie
uwierzyli w jej słowa, przypomnieli sobie pierwszą noc Sati w
internacie, kiedy to obudziła krzykiem pół szkoły, a następnie
twierdziła, że widziała mężczyznę, którego nikt inny nie
zobaczył.
Na
podłodze znajdował się teraz duży pentagram wpisany w okrąg,
usypany z soli, która miała zatrzymać potencjalnie wkurzonego
ducha, gdyby ten próbował wydostać się na zewnątrz. Górny
wierzchołek, przy którym siedziała Amy, trzymając klucz należący
do Corteza, zwrócony był na północ. Po jej lewej stronie, przy
kolejnym wierzchołku przycupnął Alex, nerwowo stukając palcami w
szklankę z wodą, którą wręczyła mu czerwonowłosa. Dalej
siedział James, z nudów zbliżając dłoń do płomyka zapalonej
świeczki, a obok niego Jasmine, nieufnie przyglądająca się
dżdżownicy robiącej tunele w grudach ziemi w słoiku, który stał
przed nią. Okrąg po prawej stronie Amy zamykała Sati, niezdarnie
obejmując nadmuchany, żółty balon.
-
No dobra, mamy cztery żywioły i przedmiot należący do zmarłego –
powiedziała radośnie czerwonowłosa, zerkając na leżące obok
niej kartki z opisem przebiegu seansu, choć czytała je już tyle
razy, że zapewne znała ich treść na pamięć. – Zaczynamy.
Chociaż
Sati doskonale zdawała sobie sprawę, że aby przywołać ducha,
należy wypowiedzieć starą, łacińską formułę, którą zresztą
Amy wielokrotnie przy niej ćwiczyła, to i tak drgnęła zaskoczona
na dźwięk nieznanego jej języka. Dopóki z bezsensownej paplaniny
nie wyłowiła słów „Ramiro Cortez”, miała wrażenie, że
dziewczyna w kółko powtarza dokładnie to samo.
Nagle
James syknął, cofając rękę znad płomienia, który
niespodziewanie się powiększył, a klucz wyrwał się w stronę
środka pentagramu. Amy szarpała się z nim przez chwilę, a potem
przyciągnęła go do siebie z triumfalnym okrzykiem.
-
To działa!
Jaz
pisnęła głośno, przesłaniając dłonią usta, jak tylko
zobaczyła, że w samym środku gwiazdy zaczyna formować się cień,
który z każdą sekundą stawał się coraz wyraźniejszy.
Po
chwili stał przed nimi rosły marynarz, przemoczony do suchej nitki.
Jak zarejestrowała Sati, wielkie krople, które kapały z jego
ciała, rozbijały się kilka milimetrów nad podłogą i znikały,
tworząc delikatną mgiełkę wokół jego stóp. Ciemne oczy,
skierowane na trzymającą klucz Amy, zionęły nienawiścią.
Przeniósł wzrok na Sati i otworzył usta, jakby chciał coś
powiedzieć, ale wypłynęła z nich tylko woda. Po plecach przebiegł
jej dreszcz, chociaż ta scena była bardziej przerażająca za
pierwszym razem, kiedy jego woskowa twarz wyłaniała się z
otaczających ją ciemności. Ramiro zrobił krok w jej stronę, ale
bariera nie pozwoliła mu na nic więcej. Natarł na nią z całej
siły, wydając z siebie głuchy warkot, który po chwili przeszedł
w wyrzężone z trudem słowa.
-
El tesoro… no puede… ser…
descubierto.
Z
każdym kolejnym słowem coraz mocniej uderzał w niewidzialną
tarczę, która oddzielała go od nastolatków, a jego furia
przybierała na sile.
-
El tesoro… no puede… ser
descubierto. RECUERDA! EL TESORO... NO PUEDE… SER…
DESCUBIERTO!
Sati
z przerażeniem zauważyła, że na skutek ataków mężczyzny,
kryształki soli zaczęły podrygiwać, powoli odskakując na boki,
tym samym osłabiając barierę.
-
Zapytaj go o Adama – poprosiła Amy, która zachwycona możliwością
zobaczenia z bliska prawdziwego ducha, nie zwróciła najmniejszej
uwagi na zbliżające się kłopoty.
-
To chyba nie jest najlepszy moment. Odeślij go! – krzyknęła
Sati. Dopiero teraz Amy zauważyła, że między blondynką a
Cortezem pozostała już tylko cienka linia soli.
-
Zapytaj go. Szybko. Po to go wezwaliśmy! – poprosiła
zdesperowana.
-
ODWOŁAJ GO! – wrzasnął z wściekłością James. – NIE WYGLĄDA
NA CHĘTNEGO DO POMOCY, NIE SĄDZISZ?!
Ostatnie
drobinki rozstąpiły się na boki i magiczna bariera przestała
istnieć. Sati poderwała się do ucieczki, a mężczyzna ruszył za
nią. Łóżko. Sól. To była jedyna szansa na ratunek. Ledwo
zdążyło jej to przemknąć przez myśl, poczuła, jak jakaś
niewidzialna fala zwala ją z nóg i rzuca w bok. Jęknęła, gdy
odbiła się od ściany i wylądowała na podłodze, przewracając
biurko. Próbowała się podnieść, ale przed oczami zatańczyły
jej różnokolorowe plamy.
Wszystko
trwało może kilka sekund. Alex i James równocześnie wpadli na ten
sam pomysł: nabrali pełne garście soli i rzucili nią w ducha, a
ten wydał z siebie dźwięk, od którego wszystkim obecnym zjeżyły
się włosy na głowie, a następnie zamigotał jak zakłócenia
obrazu w telewizji. To wystarczyło, by Amy odszukała na kartkach
odpowiednią formułę i wypowiedziała ją na głos, zasypując
klucz w soli.
Gdy
duch zniknął, wszyscy zaaferowani podbiegli do Sati. James pomógł
jej wstać i usiąść na łóżku, a ona wypuściła żółty balon
na podłogę, który – jak zauważyła – wciąż kurczowo
ściskała.
-
Nic mi nie jest – zapewniła ich, cicho postękując. – Nabiłam
sobie parę siniaków, ale jakoś przeżyję.
Jasmine
rzuciła jej się na szyję, nie zwracając uwagi na jej protestujące
syknięcie.
-
Tak strasznie cię przepraszam za te włosy! – wykrzyknęła,
szlochając. – Myślałam, że on cię rozszarpie na kawałki i już
więcej cię nie zobaczę!
James
starał się nie roześmiać, patrząc na tę scenę, a Alex wspólnie
z Amy przywrócił biurko do porządku.
-
Co to? – zapytał, wskazując na przedmioty, które wypadły z
szuflady.
Amy
pokrótce objaśniła mu, że po jego odejściu znaleźli astrolabium
i zupełnie pustą kartkę papieru, co do której nie byli w ogóle
pewni, czy jest wskazówką.
-
A próbowaliście ją podgrzać? – zasugerował. – No wiecie, sok
z cytryny, atrament sympatyczny. Te rzeczy.
Wszyscy
wymienili zdziwione spojrzenia, a Alex jęknął:
-
No nie mówcie, że nigdy o tym nie słyszeliście! – Podniósł z
podłogi świeczkę, którą podczas seansu trzymał James i zapalił
ją, ustawiając na biurku, a pergamin umieścił w bezpiecznej
odległości nad nią.
Po chwili na kartce zaczęły rysować się ciemnobrązowe linie.
____________
Dla
przypomnienia: Recuerda: el tesoro no puede ser descubierto
oznacza: Pamiętaj: skarb nie może zostać odkryty.
Ech, dziwię się Sati i Jamesowi, w końcu jako dzieci XXI wieku nie musieli wiedzieć o atramencie sympatycznym, żeby odczytać wskazówkę - wystarczyło poszukać w internecie informacji na temat niewidzialnego atramentu, przecież chyba nie sądzili, że w książce faktycznie ukryto pustą stronę xD no, ale z drugiej strony rozumiem, że zbyt byli zajęci sobą, żeby interesować się pergaminem^^
OdpowiedzUsuńJaz zemściła się w ciekawy sposób, chociaż na miejscu Sati spędziłabym cały dzień w łazience, non-stop myjąc włosy, póki niebieski kolor nie zejdzie. Teraz jednak, po całym zamieszaniu z Cortezem, chyba powinna jej trochę odpuścić, sądząc po jej zachowaniu.
Jeśli to możliwe, po tym rozdziale jeszcze bardziej uwielbiam Jima. I jeszcze komiks dla Sati narysował...! A akcja z samochodzikiem też była cudna. Tak, zdecydowanie Jim kupił mnie nią do końca;) a Sati, rozumiem, jest dobrą przyjaciółką, ale na litość boską, mogłaby już sobie dać spokój z Jaz i przestać mu się wymykać! xD
Ach, scena wywołania ducha strasznie mi przypomina jeden z moich ulubionych seriali, Supernatural. Tam motyw z solą jest bardzo częsty;)
Czekam na więcej, a póki co całuję!
Sati i Jim w dalszym ciągu nie byli przekonani co do tego, czy pergamin jest wskazówką, czy po prostu wylądował w tej książce przypadkiem.
UsuńA tak naprawdę, to zaczęłam pisać Mapę, nie do końca ją obmyśliwszy i potem pojawiały się pewne zgryzoty, które trudno było rozwiązać w logiczny sposób. Bardzo mocno staram się nie popełnić tego błędu przy moim następnym opowiadaniu.
Właściwie jestem całkiem zadowolona z relacji Jim-Sati, ale przy pisaniu tego rozdziału miałam ich już powyżej uszu. Cieszę się, że zbliżam się do końca xD
Supernatural *_* To od niego zaczęła się moja serialomania. Co prawda ostatnie sezony nie są już tak dobre, jak poprzednie, ale wciąż trzymają pewien poziom, no i nie potrafię się rozstać z Deanem, Samem i Castielem ^^
A myślałam, że się jednak pocałują, no! Kurczę, nastrój w tym fragmencie oddałaś świetnie i jak na złość wszystko musiało prysnąć przez głupi dzwoniący telefon. Mam nadzieję, że Sati w końcu przejrzy na oczy i przestanie unikać Jimiego, bo to świetny chłopak. A gdy dał dziewczynie taki prezent to już w ogóle go polubiłam. A już szczególnie, że sama uwielbiam komiksy.
OdpowiedzUsuńI tak dobrze, że Jaz wymyśliła tylko taką zemstę, bo zazdrosne kobiety zdolne są do wszystkiego. Chociaż ja chyba bym się w takiej fryzurze nie pokazała publicznie.
Żal mi jednak Amy, szczególnie, że ma problem z zaakceptowaniem tego, co dzieje się naprawdę. Mam jednak nadzieję, że jakoś jej się ułoży.
I oczywiście zakończenie w takim momencie, już chyba nie powinnam być zdziwiona. Zastanawiam się co tym razem odnajdą.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję, liczyłam na taką reakcję ^^
UsuńDługo mnie gryzło, co Jim mógłby dać Sati na święta, właściwie to sama nie wiem, jak wpadłam na pomysł komiksu. Jakoś tak sam zaskoczył i nie mogłam się go już pozbyć, bo był taki uroczy :)
Zemsta Jaz też mnie gryzła, początkowo miał to być szereg takich psikusów, jak przefarbowanie włosów, ale kończę już Mapę i nie miałam ich gdzie wcisnąć. Na szczęście Ramiro poratował mnie, rzucając Sati o ścianę i nastraszając Jasmine ^^
Amy zaczęła wierzyć w nadprzyrodzony świat, dlatego, że od dziecka słuchała historii swojego brata (no bo niby dlaczego jej starszy braciszek miałby ją okłamywać, prawda?). Teraz wszystko pogarsza fakt, że widziała Ramira. Z jej perspektywy wygląda to w ten sposób: skoro duchy istnieją, to wróżki, smoki i cała ta reszta też, tylko dobrze się chowają.
Amy niewierząca w świat nadprzyrodzony, to nie byłaby już ta sama Amy :)
Nie jestem pierwsza, moja samoocena leci w dół -_-
OdpowiedzUsuńWspominałam Ci już, że rozdział mi się wyjątkowo bardzo, ale teraz skomentuję wszystko po kolei ;D
Najpierw Jim. Jest totalnie kochany i słodki przez ten komiks i scenę z zamianą autek xD Sati zdecydowanie powinna przestać przejmować się Jasmine. Zwłaszcza po tej, kurde, akcji z włosami! Swoją drogą, dobrze, że to niebieski a nie jakiś różowy ;D Co nie zmienia faktu, że ja bym zamordowała Jasmine na miejscu i to wyjątkowo brutalnie (chociaż na moich włosach to wyszedłby jedynie jakiś niebieski błysk).
Świetnie Ci wyszedł opis sceny, w której prawie się pocałowali, tylko telefon zadzwonił. Nigdy nie podejrzewałam, że weźmiesz się za wątki romantyczne, a tu proszę, jak ładnie wychodzi xD Ale wyobrażam sobie, jaka Sati była wkurzona, jak Jim nazywał ich seanse "randkami" ;)
Historia opowiedziana przez Amy była taka... smutna. Jej brat po prostu umarł, tak? Swoją drogą, to byłoby cudownie, gdyby jego "znajomi" istnieli naprawdę -_-
Borze, jaki ten Ramiro agresywny. I rzucił się akurat na Sati! Pewnie dlatego, że to ona znalazła jego klucz? Dobrze, że chłopcy wykazali się trzeźwością umysłu i zasypali go solą. Jasmine oczywiście rozwaliła mnie swoim taktem ;D
Kurczę, w życiu nie wpadłabym na ten atrament sympatyczny. Na szczęście oni mają kogoś takiego, jak Alex ;)
Jeszcze jeden rozdział. Czeeeemuuuu? :( Będę płakać i tęsknić za nimi wszystkimi -_- Ale oni mają fajnie w tym internacie, czasami chciałabym chodzić do takiej szkoły.
Biorąc pod uwagę fakt, ile czasu zajęło mi napisanie tego komentarza, to kurde, powinien być pięć razy dłuższy...
Ale jaki komentarz długi. Chyba najdłuższy w twojej pisarskiej karierze xD
UsuńPowiedzmy, że ten numer z włosami i Ramiro rzucający Sati o ścianę wyrównali nieco rachunki między dziewczynami :)
No ja właśnie też nigdy nie podejrzewałam, że się wezmę za wątki romantyczne, bo ile się nad nimi trzeba namordować, żeby chociaż ze dwa zdania napisać -_-
Szczególnie Remus, nie? :D Swoją drogą ciekawe, że nikt nie zwrócił uwagi na smoka, który wolał rycerzy. Myślałam, że zaraz się zaczną podniety wątkiem homoseksualnym xD
Właściwie, to nie zastanawiałam się, co się mogło stać z Adamem, ale są dwie możliwości: przedawkował albo tak się wkręcił w ćpanie, że ani myśli wracać do rodziny, która wysłałaby go na odwyk.
No tak, od Sati wszystko się zaczęło, no i ona jedyna zna hiszpański, a informację należało przekazać :)
Tak, Alex i jego fascynacja filmami przygodowymi ^^
Bo teeeeemuuuu ^^ Ciągle zapominasz o epilogu, on też będzie miał kilka stron xD Jeśli nie wrócę do kontynuacji, to specjalnie dla ciebie ją obmyślę i ci wszystko opowiem ;)
Przeczytałam 'internecie'
Nie narzekaj, i tak jest superdługi ;d
A widzisz, rozwijam się ;D Ale pisałam go chyba dwie godziny O.o
UsuńNo to mam nadzieję, że już będzie dobrze między nimi xD
I tak Ci ładnie ten wątek wyszedł, mi by przez palce nie przeszedł, chociaż w sumie to nigdy nie próbowałam. Ale widzę, jak Ciebie to wkurza ;D
Tak, Remusa od razu rozpoznałam. Zwróciłam uwagę na smoka! Ale stwierdziłam, że wątek homoseksualny przy jednoczesnym prowadzeniu romantycznego, to już dla Ciebie za dużo ;D
W każdym razie wiara Amy w słowa swojego brata była bardzo smutna.
I tak to dla mnie za mało, rozdział i epilog, ale widzę, jak Cię ta historia już wkurza ;]
Opowiesz mi, opowiesz!
Rewelacyjny rozdział!!! Sati i Jim fajnie by było jakby byli ze sobą no ale Jas będzie im przeszkadzać niestety... Zemsta Jas no nieźle sobie to wymyśliłam :D ale niebieski jest fajny więc musiała też w miarę wyglądać :D:D. Jestem bardzo ciekawa co wydarzy się dalej :).
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Dam im taką szansę :)
UsuńA Jim uważa, że Sati wygląda w niebieskich włosach uroczo. Może uda mi się wcisnąć tę scenę do następnego rozdziału :)
A ja znowu z opóźnieniem. Co zrobić, nie każdy ma wakacje. Podoba mi się pomysł z sympatycznym atramentem.
OdpowiedzUsuńPogubiłam się nieco, ale to tylko moja wina. Już sama nie wiem co sądzić o Sati, ale nie ważne.
Moje komentarze tracą na wartości. Czas to zmienić.
Całuję!
Po pierwsze nie spodziewałam sie,ze tak blisko juz do końca tego opowiadania. Smutno! Ale trzeba przyznac, ze coraz bliżej jesteśmy rozwiązania. Fajnie, ze juz cała piątka bierze udział w tej sprawie, aczkolwiek wolałabym, żeby Sati juz sie przyznała do swoich uczuć, skoro Jasmine juz wreszcie dała sobie spokój. Pewnie w następnym rozdziale juz tak bedzie. Mam nadzieje
OdpowiedzUsuń