28 sierpnia 2012

Rozdział 8 - Niebieska zemsta

Jeśli chodzi o wyjątkowość BMW Dixi, to zmyślałam, ale Jim też i o to właśnie chodziło w tamtej scenie. Rozdział jest dość długi, bo nie chciałam go dzielić. Mam nadzieję, że jakoś przez niego przebrniecie. Wygląda na to, że wracamy do poprzedniej częstotliwości, czyli 1 rozdział na miesiąc.

~ * ~

Już drugiego dnia po wyjeździe większości uczniów Sati przekonała się, że unikanie Jamesa jest po prostu niemożliwe. On zresztą usilnie dążył do podsunięcia jej tego spostrzeżenia, codziennie przesiadując w jej pokoju, ponieważ wiedział, że prędzej czy później będzie zmuszona do niego wrócić. Właściwie miał do tego powód, a nawet dwa – Pieśń o Cydzie i ich najnowsze odkrycie, złote astrolabium.
Sati miała wrażenie, że w ciągu ostatniego tygodnia przeszukali cały Internet, żeby dowiedzieć się, czym ów przedmiot jest, ale tak naprawdę zawęzili poszukiwania do wszystkiego, co wiązało się z hiszpańską flotą. Nie było łatwo, ale Jim okazał się bardzo pomocny, gdy zauważył, że cienkie linie tworzące siatkę wyglądają jak południki przecinane przez równoleżniki. Wtedy wstukali w Internet hasło związane z przyrządami nawigacyjnymi i powoli, przeglądając kolejne strony, dotarli do czegoś, co przypominało ich znalezisko i nazywało się astrolabium. Wszystko wskazywało na to, że używano go do nawigacji, zanim wynaleziono kompas.
- No, wreszcie jesteś, zaczynało mi się już nudzić samemu – przywitał ją niski głos, jak tylko przekroczyła próg swojej sypialni. James leżał na jej łóżku, przerzucając kolejne strony El Cantar de mio Cid i bawiąc się astrolabium. Przewróciła oczami, bo od wczoraj witał ją w ten sam sposób, najwyraźniej czekając aż nie wytrzyma i w końcu na niego nawrzeszczy.
- Odkryłeś coś? – zapytała, siadając na krześle.
- Tak, że ta książka wywołuje u mnie alergię. – Teatralnie pociągnął nosem. – Rozmawiałaś już z ojcem? – zapytał, i widząc jej zaskoczone spojrzenie, wskazał na telefon, który ściskała w dłoni.
- Nie wciskaj nosa w nieswoje sprawy – warknęła, odkładając komórkę na biurko i krzyżując ręce na piersi w postawie obronnej.
James wzruszył ramionami i włożył wolumin oraz przestarzały kompas pod poduszkę.
- I tak tu wrócę – mruknął, gdy Sati w zdziwieniu uniosła brwi. – A teraz chodź na kolację.
- Muszę? – jęknęła rozpaczliwie.
- Tak. Jest Wigilia i nie spędzisz jej, użalając się nad swoim losem i opychając się czekoladą na poprawę humoru. – Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
- Nie miałam zamiaru jeść czekolady – broniła się, zapierając stopami o podłogę.
- To kubełek lodów, nie widzę różnicy.
W odpowiedzi tylko prychnęła.

Kolacja wigilijna minęła im w nieco ponurej, ale w gruncie rzeczy spokojnej atmosferze. Ośmioro uczniów, którzy zdecydowali się zostać w internacie z przyczyn mniej lub bardziej osobistych, zasiadło w milczeniu przy stole w jadalni, przez większość kolacji całą swoją uwagę poświęcając dłubaniu w talerzach. Wyglądało na to, że z całego towarzystwa znali się tylko Sati i James. I chociaż Marta, jako jedyny obecny opiekun, a zarazem kucharka, próbowała ich jakoś rozruszać, zachęcając do śpiewania kolęd i pastorałek, to, widząc, że niewiele może zdziałać, pozwoliła im dokończyć w ciszy jedzenie i wrócić do swoich pokoi.
Tylko Jim nie poddawał się ogólnemu przygnębieniu, napychając policzki do granic możliwości tradycyjnymi angielskimi daniami, które na tę okazję przygotowała Marta. A widać było, że wyjątkowo się postarała, bo stół uginał się pod wszystkimi potrawami; centralne miejsce zajmował pieczony indyk, obłożony owocami i warzywami, oprócz niego kilka rodzajów sałatek i kiełbaski przyrządzone na trzy różne sposoby, a na deser budyń, do wyboru z lub bez bakalii i cudownie pachnące pierniki, które James zgarnął na odchodnym.
Jedynym wydarzeniem, w którym wargi Sati zadrżały od tłumionego śmiechu, było nieporadne spojrzenie Jamesa, którym ją obdarzył, kiedy, mrugnąwszy do jakiejś przyglądającej mu się pierwszoklasistki, sprawił, że ta zarumieniła się aż po same uszy i próbowała ukryć twarz w golfie.
Zaraz po powrocie Jim usadził Sati na łóżku i wcisnął jej do ręki piernika w kształcie choinki, a następnie usadowił się obok niej i wyciągnął coś z czarnego plecaka opartego o biurko, którego blondynka do tej pory nie zauważyła.
- Wesołych świąt, Sati! – oznajmił z szerokim uśmiechem i podał jej ładnie ozdobioną, płaską paczuszkę.
- Co?! – Dziewczyna zakrztusiła się ciastkiem. – Zwariowałeś?!
- Ależ nie ma za co, wiedziałem, że się ucieszysz – zironizował. – No dalej, otwórz.
- Nie – stwierdziła stanowczo i wepchnęła mu prezent do rąk. – Nie chcę od ciebie żadnych prezentów.
- Po prostu otwórz - nalegał, ale gdy ponownie się nie zgodziła, mamrocząc coś o Jasmine, roztargał ozdobny papier i położył jej na kolanach kilkunastostronicowy ręcznie rysowany komiks rozmiaru zeszytu.
- Co to jest? – zapytała wpatrując się w okładkę, na której znajdowała się dziewczynka w fioletowej sukience do kolan i tiarze w tym samym kolorze; na ramieniu miała czarnego kota, który nastroszył się, kiedy na skutek zaklęcia rzucanego przez małą czarownicę jego futro pokryło się srebrnymi cętkami.
- Komiks – odpowiedział spokojnie.
- Widzę, że komiks, ale dlaczego on przedstawia historię z książki mojej mamy? – zapytała, wertując kartki.
- Pomyślałem, że ci się spodoba. Więc… podoba ci się? – dodał niepewnie.
Przejechała opuszkami palców po tytule i poczuła jak wbrew jej woli do oczu napływają łzy. Nie mogąc wydusić z siebie ani słowa, pokiwała głową.
- Bardzo. Sam to narysowałeś? – zapytała, odchrząkując.
- Alex pomógł mi w niektórych kadrach, ale tak, ja to narysowałem – odpowiedział dumnie.
- Nie oddam ci tego, wiesz? – Bardziej oświadczyła niż zapytała, z całych sił przyciskając prezent do piersi.
- Miałem taką nadzieję – odpowiedział z lekkim uśmiechem i dodał, tym razem bez ironii: - Nie ma za co.
- Dziękuję, James. – Otarła łzy i spojrzała na niego z wdzięcznością.
Dopiero teraz dotarło do niej, jak blisko Jim siedział przez cały ten czas. Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł dreszcz, gdy zorientowała się, że pochyla się nad nią, opierając się na ręce tuż za jej plecami. Wpatrywał się w nią tymi swoimi nieprzyzwoicie brązowymi oczami aż zrozumiała, że wcale nie zamierza się odsunąć. Chciała odwrócić wzrok, ale jego spojrzenie hipnotyzowało ją i zmuszało serce do dzikiego galopu. Czuła jego płytki oddech w okolicy swoich ust i pomyślała, że nie pamięta już jak się oddycha.
I wtedy zadzwoniła komórka. Zagrała jakąś piskliwą melodyjkę, wybudzając ich z transu, w który wpadli, wpatrując się z siebie. Sati wykorzystała ten moment, doskakując do niej, a tym samym odsuwając się od bruneta na bezpieczną odległość. Gdy rzuciła okiem na wyświetlacz, ciągle słyszała, jak krew szumi jej w uszach. Tata.
- Nie odbierzesz? – zapytał Jim, przyglądając jej się uważnie.
- Nie – odpowiedziała stanowczo, wciskając odrzuć połączenie. – Chciał spędzić święta sam na sam z Mandy, to niech teraz da mi spokój.
- Myślałem, że czekasz na ten telefon – zauważył.
- A ja myślałam, że już ci powiedziałam, żebyś nie wtykał nosa w nieswoje sprawy – warknęła na niego.
Gwałtownie odłożyła telefon na biurko i usiadła z powrotem na łóżku, wyciągając spod poduszki przedmioty uprzednio schowane tam przez Jima.
- Przydaj się i spróbuj wykombinować, w czym nam to pomoże. – Podała Jamesowi astrolabium, a sama zajęła się książką.
- Jasne, za sekundę – powiedział i dodał ostrożnie: - Wiesz, jeśli chodzi o to, co się przed chwilą prawie stało…
- Nie będziemy o tym rozmawiać – przerwała mu – teraz, ani nigdy.
- Naprawdę nie zamierzasz ze mną pogadać na ten temat? Może byś chociaż na mnie spojrzała – zdenerwował się i wyrwał jej El Cantar de mio Cid, bo nie odrywała od niego wzroku.
- Oddaj mi to! – Spróbowała mu odebrać Pieśń o Cydzie, ale on rzucił książką przez pokój i złapał Sati, próbując ograniczyć jej ruchy.
- Zwariowałeś?! – krzyknęła i wyrwała mu się, biegnąc w stronę woluminu, który koziołkując stracił kilka stron. – Mogłeś ją zniszczyć!
- Zapomnij o tym śmieciu i chociaż przez chwilę przestań udawać, że nic się nie stało! – zawołał, kiedy blondynka usiłowała połapać się w numeracji, żeby włożyć kartki z powrotem na ich miejsca. – Całowaliśmy się! Gdyby nie ten cholerny dzwonek, znowu byśmy to zrobili i nawet nie próbuj zaprzeczać! Może chociaż przez chwilę nie będziesz myśleć o Jasmine i pomyślisz o sobie, co? – Przyjrzał się uważnie, jak wyciąga coś z książki i westchnął bezsilnie: - Wcale mnie nie słuchasz, prawda? Co ty tam w ogóle robisz? – warknął zirytowany.
- Tutaj chyba coś jest – powiedziała z wahaniem i położyła tomiszcze na biurku. James zajrzał jej przez ramię. – Jak nią rzuciłeś, to oderwał się pergamin od wewnętrznej strony okładki i wystawało coś takiego. No to pociągnęłam i wyszło jeszcze więcej.
Jim, stojąc za Sati, sięgnął po książkę z obu stron, ograniczając dziewczynie możliwości jakiegokolwiek ruchu.
- Może ja się po prostu odsunę? – zasugerowała, czując się niezręcznie.
- Nie trzeba – usłyszała jego rozbawiony głos, tuż nad swoim uchem.
Sati zawahała się przez chwilę i powiedziała cicho:
- Nie mogę udawać, że nie podobasz się Jaz i nawet nie zamierzam – mruknęła cicho, nerwowo stukając paznokciami w blat biurka. – To moja przyjaciółka.
- A co, jeżeli twoja przyjaciółka nie będzie miała nic przeciwko temu, żebyś się ze mną umówiła? – zapytał niby od niechcenia, nie przerywając odrywania pergaminu od okładki.
- Mówisz o Jasmine? O tej samej Jasmine, którą znam? Powodzenia – prychnęła, dając mu do zrozumienia, że nie zamierza dłużej rozmawiać na ten temat.
Wewnętrzna papierowa okładzina odeszła całkowicie, ukazując twardą okładkę i schowany tam pergamin, który okazał się być złożony na czworo. Jim rozłożył go i razem z Sati obejrzał z każdej strony, ale był on zupełnie pusty.
- Myślisz, że w ten sposób utwardzali okładki? – zapytała niepewnie.
- Przekonajmy się. – Odwrócił książkę tak, by tylna okładka była na górze i powtórzył czynność z niemal chirurgiczną precyzją. Nic tam nie było.
- Czyli to kolejna wskazówka? Co my niby mamy zrobić z niezapisaną kartką? – zirytowała się dziewczyna.
Drzwi otworzyły się i do środka zajrzała Marta z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Już po dziesiątej. Dobrze wiesz, że nie wolno ci przebywać w pokoju z dziewczyną o tej porze. – Pogroziła Jamesowi palcem i cofnęła się na korytarz, zostawiając drzwi otwarte.
- Pomyślimy nad tym jutro. – Poczochrał włosy Sati i udał się w stronę wyjścia.
- Jim – zawołała za nim, kiedy trzymał już rękę na klamce. – Nie planowałam ci tego dawać, ale skoro narysowałeś komiks… - Wyciągnęła z szuflady czerwony samochodzik, po który wróciła się do antykwariatu następnego dnia, już bez Jasmine, i rzuciła go chłopakowi. – To nic takiego, ale widziałam, że je zbierasz i pomyślałam sobie, że może jeszcze tego modelu nie masz. – Wzruszyła ramionami i klapnęła z powrotem na łóżko, przyglądając się nowo odkrytemu pergaminowi, który Jim przed chwilą odłożył na biurko.
James przyjrzał się uważnie zabawce, którą dostał i jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
- Ale numer! – wykrzyknął podekscytowany. - To jest BMW 3/15! BMW Dixi! Od lat usiłuję go dorwać. Skąd go masz?
Sati wydawała się być zdziwiona reakcją chłopaka, a jeszcze bardziej tym, jak cenny okazał się jej przypadkowy nabytek.
- Był na wystawie w antykwariacie – odpowiedziała odrobinę zażenowana radością Jamesa. Nie sądziła, że tak się ucieszy ze zwykłego autka.
- Wiesz co to oznacza, prawda? – zapytał James, przybrawszy chytrą minę. – Kupiłaś mi prezent, nie wiedząc, że dostaniesz coś ode mnie. Lubisz mnie. Nawet nie próbuj zaprzeczać!
W ostatniej chwili zamknął drzwi, umykając przed lecącą w jego stronę poduszką. Pomachał Marcie, która sprawdzała właśnie pokój jakiejś trzecioklasistki na końcu korytarza i wrócił do swojej sypialni. Stanąwszy przed półeczką zawieszoną nad biurkiem, przyjrzał się swojemu prezentowi, po czym postawił go w honorowym miejscu z przodu, zdejmując z niego identyczny samochodzik i wrzucając go do szuflady biurka. Przez cały ten czas nie przestawał szeroko się uśmiechać, gdyż po jego głowie błądziła jedna, konkretna myśl: ona mnie lubi.

Jako że za nic w świecie nie mogli odkryć, jaką wskazówkę kryje astrolabium i pusty pergamin, Sati zaproponowała, żeby inspiracji poszukali w filmach przygodowych, o których Alex tyle opowiadał. I bardzo szybko tego pożałowała. Wysuwając tę propozycję, chciała, by każde z nich w swoim pokoju obejrzało inny film, a następnie – jeżeli zauważyłoby coś, co mogłoby okazać się przydatne – podzieliło się spostrzeżeniami. Tak byłoby zdecydowanie szybciej, a co za tym idzie - logiczniej. Niestety, James uznał, że o wiele weselej będzie im się oglądało wspólnie, dlatego co wieczór zjawiał się u niej z nowym tytułem i świeżym popcornem w ręce. Odmawiał też nazywania tych spotkań inaczej niż „randka”. „Do zobaczenia na dzisiejszej randce”, „Masz jakiś pomysł na wieczorną randkę?” i tak w kółko. Dlatego Sati odetchnęła z ulgą, kiedy przerwa świąteczna dobiegła końca i wszyscy uczniowie wrócili do internatu, licząc na to, że Jim zachowa przy reszcie zdrowy rozsądek.
- Zapomniałam kosmetyczki. – Jasmine wparowała do pokoju z ręcznikiem przerzuconym przez ramię i zieloną piżamą w ręce, niemal doprowadzając Sati do zawału; już zapomniała, jaka to frajda mieć tak roztrzepaną współlokatorkę.
Blondynka usiłowała wcisnąć pod poduszkę komiks o małej czarodziejce, który przez ostatni tydzień zwykła czytać przed snem, na zmianę z bajką napisaną przez mamę. Im częściej porównywała oba dzieła, tym więcej zauważała szczegółów, które udało się wyłapać Jamesowi. Niestety, Jaz okazała się być bardzo spostrzegawcza.
- Co tam chowasz? – zapytała, podejrzliwie mrużąc oczy.
- Nic – odpowiedziała Sati nieco za szybko. – Poprawiam tylko poduszkę. Dlaczego miałabym cokolwiek przed tobą ukrywać?
- A to, moja droga, jest bardzo dobre pytanie, na które chciałabym w tej chwili poznać odpowiedź – powiedziała szatynka, odkładając trzymane przez siebie rzeczy na krzesło i wyciągając ręce w kierunku blondynki. – No już!
Sati niechętnie sięgnęła pod poduszkę i podała dziewczynie komiks. Jasmine skrzywiła się, wertując kartki.
- Nic dziwnego, że ci wstyd. Kto w naszym wieku czyta bajki? – Spojrzała na nią z politowaniem i, gdy już miała oddać blondynce przedmiot, jej wzrok zatrzymał się na znajomym nazwisku.
Czarodziejka Sati” Elisabeth Kingston
Interpretacja graficzna: James Brown
- Dostałaś to od Jima? – zapytała Jaz z wyraźną pretensją w głosie. – Dlaczego on miałby ci cokolwiek dawać?
Nie czekając na odpowiedź, rzuciła komiks na biurko i wybiegła z pokoju.
No to się porobiło… - pomyślała blondynka, żałując, że nie udało jej się wystarczająco szybko wymyślić wiarygodnego kłamstwa.

W niedzielę Sati zrozumiała, dlaczego Jasmine po powrocie do pokoju i przez cały następny tydzień była wyjątkowo spokojna i cierpliwie słuchała jej tłumaczeń, tylko okazjonalnie racząc ją drobnymi złośliwościami. Kiedy po wieczornej kąpieli stanęła przed lustrem, pojęła, że opanowanie szatynki było tylko pozorne i miało dać jej wystarczająco dużo czasu na zaplanowanie zemsty.
Zemsta miała intensywnie niebieski kolor, tak jak i włosy Sati.
Wracając do pokoju, czuła na sobie wzrok wszystkich mijanych na korytarzu osób i słyszała złośliwe chichoty za swoimi plecami. Postanowiła przyspieszyć kroku, żeby jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej sypialni, jednak na myśl o konfrontacji z Jaz, zagotowała się w niej krew.
- Coś ty sobie, do diabła, myślała?! – wykrzyknęła już w progu, ściągając na siebie uwagę kilku chłopaków idących właśnie do łazienki.
Sati spodziewała się wszystkiego: krzyków, pretensji, nawet rękoczynów, ale nie przyszłoby jej do głowy, że szatynka na jej widok dostanie ataku głupawki i zacznie się śmiać tak bardzo, że wyląduje na kolanach, nie mogąc złapać tchu.
- Bawi cię to?! – warknęła na nią chwilowo niebieskowłosa blondynka.
- Nawet… nie wiesz… jak… bardzo – wydusiła z trudem Jaz, trzymając się za brzuch i kołysząc w przód i w tył, żeby uspokoić się chociaż trochę. Nie przynosiło to jednak żadnych rezultatów.
- Kiedy mi to zejdzie? - jęknęła z rozpaczą Sati.
Jasmine otarła łzy z kącików oczu i odparła rozbawiona:
- Na opakowaniu napisali sześć do ośmiu myć. - I po raz kolejny parsknęła śmiechem.
W drzwiach zaczął się gromadzić spory tłumek, który Amy przegoniła, jak tylko dopchała się na sam początek i zamknęła reszcie drzwi przed nosem.
- O ja cię! Wyglądasz zupełnie jak Eleonora! – krzyknęła z entuzjazmem, przyglądając się z bliska włosom Sati.
- Kto? – zapytała panna Kingston, odtrącając jej rękę.
- Znajoma brata. Weszła w konszachty z krasnalami, kiedy zgubiła magiczny proszek i nie mogła czarować – odparła po prostu czerwonowłosa, próbując dobrać się do jej kosmyków od drugiej strony.
- Że niby co? – zapytała Jasmine, zupełnie zapominając o wyśmiewaniu się ze współlokatorki.
- No przecież mówię – zirytowała się Amy. – Eleonora. Wróżka. Nadążajcie.
- Twój brat ma więcej takich znajomych? – zapytała rozbawiona Sati, na chwilę zapominając o swoim niebieskim problemie.
- Jasne. Kumpluje się jeszcze z Baltazarem, wampirem, który miał dość bycia nieśmiertelnym i próbował popełnić samobójstwo, ale uratował go Remus, sympatyczny wilkołak i najlepszy przyjaciel Adama. Przyjaźni się też z Pusią, która całe życie była kotem wrednej czarownicy, aż zdecydowała się uciec i samej zacząć praktykować magię, niestety, z jej planów nic nie wyszło, bo nie mogła złapać w łapki różdżki, żeby rzucić zaklęcie, więc została doradcą magicznym. Jest jeszcze Fuegor – smok, którego wyklęła rodzina, bo gustował w rycerzach, a nie księżniczkach i troll, którego adoptowały olbrzymy, ale zawsze zapominam, jak mu było na imię… Poldek? Polly? Jakoś tak.
- Boże, Amy, co twój brat bierze, że wymyśla takie historyjki? – parsknęła śmiechem Jasmine, ale dopiero po minie przyjaciółki zorientowała się, że popełniła poważną gafę; czerwonowłosa wyglądała, jakby ją spoliczkowano.
- Mój brat nie jest ćpunem! – krzyknęła z furią. – I nie obchodzi mnie, co mówią o nim inni. Oni… Oni wzywali Adama zawsze, kiedy potrzebowali pomocy, bo wiedzieli, że im nie odmówi – powiedziała już ciszej. Sati odniosła wrażenie, że Amy próbuje przekonać o tym samą siebie, a nie swoje przyjaciółki. – To dlatego znikał na kilka dni. Ale kiedy wracał opowiadał mi o nich wszystkich. Mam w nosie, co mówią rodzice. On był najlepszym bratem pod słońcem! – dodała butnie.
Blondynka uchwyciła błagające o pomoc spojrzenie Jaz, która najwyraźniej czuła się odpowiedzialna za sprowokowanie tego wyznania, więc podeszła do Amy i położyła jej rękę na plecach w niemej próbie pocieszenia.
- Amy, dlaczego powiedziałaś, że on był najlepszym bratem? – zapytała ostrożnie. Mina dziewczyny diametralnie się zmieniła, teraz wyglądała, jakby miała się rozpłakać.
- Bo siedem lat temu nie wrócił – mruknęła, wtulając twarz w ramię Sati. – Wiem, że go potrzebują, ale ja tak strasznie za nim tęsknię.
W desperackiej próbie odkupienia swoich win, Jasmine zaproponowała najbardziej szalony pomysł, na jaki było ją w tamtej chwili stać:
- Zawsze możemy zapytać Ramira, czy wie coś o twoim bracie. W końcu to duch, nie?

Przez dwa i pół miesiąca Amy buszowała po stronach internetowych i czytała wszystkie możliwe książki o tej tematyce, szukając dobrego sposobu na wywołanie ducha i dręcząc dziewczyny każdą nową informacją, którą znalazła. Sati nie mogła nie zgodzić się na ich prośbę, kiedy obie patrzyły na nią z perfekcyjnie opanowanymi minami zbitych psiaków, więc już następnego dnia spróbowały porozumieć się z Cortezem za pomocą planszy ouija, licząc na to, że uda im się powtórzyć poprzedni sukces i uzyskać jakieś informacje. Niestety, klucz nawet nie drgnął, gdy zawisł nad planszą. Tydzień później, pomimo nawału zajęć szkolnych, spróbowały znowu z równie marnym skutkiem. To wtedy Amy postanowiła zgłębić tajniki paranormalnej sztuki, czego skutkiem były między innymi dwie wizyty u kobiet z sąsiednich miast, które rzekomo potrafiły „nawiązać kontakt z zaświatami”, a przynajmniej tak reklamowały się w internecie. Oba seanse okazały się być klapą, a kobiety – specyficznie ubranymi oszustkami, które kryły się za gryzącym dymem kadzideł i pobrzękującymi paciorkami.
Ale Amy nie w głowie było poddawanie się, skoro uzyskała już zgodę blondynki, o którą tak usilnie się ubiegała. W drugiej połowie kwietnia dumnie wkroczyła do sypialni dziewcząt i ogłosiła, że wreszcie znalazła informację pochodzącą z wiarygodnego źródła. Był jednak jeden haczyk – do seansu potrzebowali pięciu osób. Jasmine, Sati oraz Amy były gotowe w każdej chwili, wciąż jednak brakowało dodatkowej dwójki. I akurat dwie kandydatury wydały się im oczywiste: chłopcy, którzy byli zaangażowani w poszukiwanie skarbu, na różnych jego etapach.
O ile przekonanie Jamesa nie stanowiło większego problemu (dziewczęta musiały tylko narazić się na żarty odnośnie wierzenia w stek bzdur), to Alex stanowił poważne wyzwanie; w końcu to z powodu ducha postanowił porzucić ich małą przygodę. Dziewczyny starały się go przekonać naprawdę mocno, nawet brunet zachęcał go, by przyłączył się do tej „głupiej zabawy”, ale Alex był nieugięty. Dopiero kiedy Sati wyjawiła mu, jak wielkie znaczenie ma to dla Amy, zgodził się z wahaniem.
Na chwilę przed rozpoczęciem seansu Sati poczuła się w obowiązku poinformować wszystkich obecnych, że istnieje szansa, jakkolwiek niedorzecznie by to nie brzmiało, na pojawienie się prawdziwego ducha. Zapewniła, że widziała go kilka razy i, choć Jim i Jaz nie uwierzyli w jej słowa, przypomnieli sobie pierwszą noc Sati w internacie, kiedy to obudziła krzykiem pół szkoły, a następnie twierdziła, że widziała mężczyznę, którego nikt inny nie zobaczył.
Na podłodze znajdował się teraz duży pentagram wpisany w okrąg, usypany z soli, która miała zatrzymać potencjalnie wkurzonego ducha, gdyby ten próbował wydostać się na zewnątrz. Górny wierzchołek, przy którym siedziała Amy, trzymając klucz należący do Corteza, zwrócony był na północ. Po jej lewej stronie, przy kolejnym wierzchołku przycupnął Alex, nerwowo stukając palcami w szklankę z wodą, którą wręczyła mu czerwonowłosa. Dalej siedział James, z nudów zbliżając dłoń do płomyka zapalonej świeczki, a obok niego Jasmine, nieufnie przyglądająca się dżdżownicy robiącej tunele w grudach ziemi w słoiku, który stał przed nią. Okrąg po prawej stronie Amy zamykała Sati, niezdarnie obejmując nadmuchany, żółty balon.
- No dobra, mamy cztery żywioły i przedmiot należący do zmarłego – powiedziała radośnie czerwonowłosa, zerkając na leżące obok niej kartki z opisem przebiegu seansu, choć czytała je już tyle razy, że zapewne znała ich treść na pamięć. – Zaczynamy.
Chociaż Sati doskonale zdawała sobie sprawę, że aby przywołać ducha, należy wypowiedzieć starą, łacińską formułę, którą zresztą Amy wielokrotnie przy niej ćwiczyła, to i tak drgnęła zaskoczona na dźwięk nieznanego jej języka. Dopóki z bezsensownej paplaniny nie wyłowiła słów „Ramiro Cortez”, miała wrażenie, że dziewczyna w kółko powtarza dokładnie to samo.
Nagle James syknął, cofając rękę znad płomienia, który niespodziewanie się powiększył, a klucz wyrwał się w stronę środka pentagramu. Amy szarpała się z nim przez chwilę, a potem przyciągnęła go do siebie z triumfalnym okrzykiem.
- To działa!
Jaz pisnęła głośno, przesłaniając dłonią usta, jak tylko zobaczyła, że w samym środku gwiazdy zaczyna formować się cień, który z każdą sekundą stawał się coraz wyraźniejszy.
Po chwili stał przed nimi rosły marynarz, przemoczony do suchej nitki. Jak zarejestrowała Sati, wielkie krople, które kapały z jego ciała, rozbijały się kilka milimetrów nad podłogą i znikały, tworząc delikatną mgiełkę wokół jego stóp. Ciemne oczy, skierowane na trzymającą klucz Amy, zionęły nienawiścią. Przeniósł wzrok na Sati i otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale wypłynęła z nich tylko woda. Po plecach przebiegł jej dreszcz, chociaż ta scena była bardziej przerażająca za pierwszym razem, kiedy jego woskowa twarz wyłaniała się z otaczających ją ciemności. Ramiro zrobił krok w jej stronę, ale bariera nie pozwoliła mu na nic więcej. Natarł na nią z całej siły, wydając z siebie głuchy warkot, który po chwili przeszedł w wyrzężone z trudem słowa.
- El tesoro… no puede… ser… descubierto.
Z każdym kolejnym słowem coraz mocniej uderzał w niewidzialną tarczę, która oddzielała go od nastolatków, a jego furia przybierała na sile.
- El tesoro… no puede… ser descubierto. RECUERDA! EL TESORO... NO PUEDE… SER… DESCUBIERTO!
Sati z przerażeniem zauważyła, że na skutek ataków mężczyzny, kryształki soli zaczęły podrygiwać, powoli odskakując na boki, tym samym osłabiając barierę.
- Zapytaj go o Adama – poprosiła Amy, która zachwycona możliwością zobaczenia z bliska prawdziwego ducha, nie zwróciła najmniejszej uwagi na zbliżające się kłopoty.
- To chyba nie jest najlepszy moment. Odeślij go! – krzyknęła Sati. Dopiero teraz Amy zauważyła, że między blondynką a Cortezem pozostała już tylko cienka linia soli.
- Zapytaj go. Szybko. Po to go wezwaliśmy! – poprosiła zdesperowana.
- ODWOŁAJ GO! – wrzasnął z wściekłością James. – NIE WYGLĄDA NA CHĘTNEGO DO POMOCY, NIE SĄDZISZ?!
Ostatnie drobinki rozstąpiły się na boki i magiczna bariera przestała istnieć. Sati poderwała się do ucieczki, a mężczyzna ruszył za nią. Łóżko. Sól. To była jedyna szansa na ratunek. Ledwo zdążyło jej to przemknąć przez myśl, poczuła, jak jakaś niewidzialna fala zwala ją z nóg i rzuca w bok. Jęknęła, gdy odbiła się od ściany i wylądowała na podłodze, przewracając biurko. Próbowała się podnieść, ale przed oczami zatańczyły jej różnokolorowe plamy.
Wszystko trwało może kilka sekund. Alex i James równocześnie wpadli na ten sam pomysł: nabrali pełne garście soli i rzucili nią w ducha, a ten wydał z siebie dźwięk, od którego wszystkim obecnym zjeżyły się włosy na głowie, a następnie zamigotał jak zakłócenia obrazu w telewizji. To wystarczyło, by Amy odszukała na kartkach odpowiednią formułę i wypowiedziała ją na głos, zasypując klucz w soli.
Gdy duch zniknął, wszyscy zaaferowani podbiegli do Sati. James pomógł jej wstać i usiąść na łóżku, a ona wypuściła żółty balon na podłogę, który – jak zauważyła – wciąż kurczowo ściskała.
- Nic mi nie jest – zapewniła ich, cicho postękując. – Nabiłam sobie parę siniaków, ale jakoś przeżyję.
Jasmine rzuciła jej się na szyję, nie zwracając uwagi na jej protestujące syknięcie.
- Tak strasznie cię przepraszam za te włosy! – wykrzyknęła, szlochając. – Myślałam, że on cię rozszarpie na kawałki i już więcej cię nie zobaczę!
- To pocieszające – mruknęła blondynka w odpowiedzi, poklepując ją po plecach.
James starał się nie roześmiać, patrząc na tę scenę, a Alex wspólnie z Amy przywrócił biurko do porządku.
- Co to? – zapytał, wskazując na przedmioty, które wypadły z szuflady.
Amy pokrótce objaśniła mu, że po jego odejściu znaleźli astrolabium i zupełnie pustą kartkę papieru, co do której nie byli w ogóle pewni, czy jest wskazówką.
- A próbowaliście ją podgrzać? – zasugerował. – No wiecie, sok z cytryny, atrament sympatyczny. Te rzeczy.
Wszyscy wymienili zdziwione spojrzenia, a Alex jęknął:
- No nie mówcie, że nigdy o tym nie słyszeliście! – Podniósł z podłogi świeczkę, którą podczas seansu trzymał James i zapalił ją, ustawiając na biurku, a pergamin umieścił w bezpiecznej odległości nad nią.
Po chwili na kartce zaczęły rysować się ciemnobrązowe linie.
____________

Dla przypomnienia: Recuerda: el tesoro no puede ser descubierto oznacza: Pamiętaj: skarb nie może zostać odkryty.

11 komentarzy:

  1. Ech, dziwię się Sati i Jamesowi, w końcu jako dzieci XXI wieku nie musieli wiedzieć o atramencie sympatycznym, żeby odczytać wskazówkę - wystarczyło poszukać w internecie informacji na temat niewidzialnego atramentu, przecież chyba nie sądzili, że w książce faktycznie ukryto pustą stronę xD no, ale z drugiej strony rozumiem, że zbyt byli zajęci sobą, żeby interesować się pergaminem^^

    Jaz zemściła się w ciekawy sposób, chociaż na miejscu Sati spędziłabym cały dzień w łazience, non-stop myjąc włosy, póki niebieski kolor nie zejdzie. Teraz jednak, po całym zamieszaniu z Cortezem, chyba powinna jej trochę odpuścić, sądząc po jej zachowaniu.

    Jeśli to możliwe, po tym rozdziale jeszcze bardziej uwielbiam Jima. I jeszcze komiks dla Sati narysował...! A akcja z samochodzikiem też była cudna. Tak, zdecydowanie Jim kupił mnie nią do końca;) a Sati, rozumiem, jest dobrą przyjaciółką, ale na litość boską, mogłaby już sobie dać spokój z Jaz i przestać mu się wymykać! xD

    Ach, scena wywołania ducha strasznie mi przypomina jeden z moich ulubionych seriali, Supernatural. Tam motyw z solą jest bardzo częsty;)

    Czekam na więcej, a póki co całuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sati i Jim w dalszym ciągu nie byli przekonani co do tego, czy pergamin jest wskazówką, czy po prostu wylądował w tej książce przypadkiem.
      A tak naprawdę, to zaczęłam pisać Mapę, nie do końca ją obmyśliwszy i potem pojawiały się pewne zgryzoty, które trudno było rozwiązać w logiczny sposób. Bardzo mocno staram się nie popełnić tego błędu przy moim następnym opowiadaniu.

      Właściwie jestem całkiem zadowolona z relacji Jim-Sati, ale przy pisaniu tego rozdziału miałam ich już powyżej uszu. Cieszę się, że zbliżam się do końca xD

      Supernatural *_* To od niego zaczęła się moja serialomania. Co prawda ostatnie sezony nie są już tak dobre, jak poprzednie, ale wciąż trzymają pewien poziom, no i nie potrafię się rozstać z Deanem, Samem i Castielem ^^

      Usuń
  2. A myślałam, że się jednak pocałują, no! Kurczę, nastrój w tym fragmencie oddałaś świetnie i jak na złość wszystko musiało prysnąć przez głupi dzwoniący telefon. Mam nadzieję, że Sati w końcu przejrzy na oczy i przestanie unikać Jimiego, bo to świetny chłopak. A gdy dał dziewczynie taki prezent to już w ogóle go polubiłam. A już szczególnie, że sama uwielbiam komiksy.
    I tak dobrze, że Jaz wymyśliła tylko taką zemstę, bo zazdrosne kobiety zdolne są do wszystkiego. Chociaż ja chyba bym się w takiej fryzurze nie pokazała publicznie.
    Żal mi jednak Amy, szczególnie, że ma problem z zaakceptowaniem tego, co dzieje się naprawdę. Mam jednak nadzieję, że jakoś jej się ułoży.
    I oczywiście zakończenie w takim momencie, już chyba nie powinnam być zdziwiona. Zastanawiam się co tym razem odnajdą.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, liczyłam na taką reakcję ^^
      Długo mnie gryzło, co Jim mógłby dać Sati na święta, właściwie to sama nie wiem, jak wpadłam na pomysł komiksu. Jakoś tak sam zaskoczył i nie mogłam się go już pozbyć, bo był taki uroczy :)
      Zemsta Jaz też mnie gryzła, początkowo miał to być szereg takich psikusów, jak przefarbowanie włosów, ale kończę już Mapę i nie miałam ich gdzie wcisnąć. Na szczęście Ramiro poratował mnie, rzucając Sati o ścianę i nastraszając Jasmine ^^
      Amy zaczęła wierzyć w nadprzyrodzony świat, dlatego, że od dziecka słuchała historii swojego brata (no bo niby dlaczego jej starszy braciszek miałby ją okłamywać, prawda?). Teraz wszystko pogarsza fakt, że widziała Ramira. Z jej perspektywy wygląda to w ten sposób: skoro duchy istnieją, to wróżki, smoki i cała ta reszta też, tylko dobrze się chowają.
      Amy niewierząca w świat nadprzyrodzony, to nie byłaby już ta sama Amy :)

      Usuń
  3. Nie jestem pierwsza, moja samoocena leci w dół -_-
    Wspominałam Ci już, że rozdział mi się wyjątkowo bardzo, ale teraz skomentuję wszystko po kolei ;D
    Najpierw Jim. Jest totalnie kochany i słodki przez ten komiks i scenę z zamianą autek xD Sati zdecydowanie powinna przestać przejmować się Jasmine. Zwłaszcza po tej, kurde, akcji z włosami! Swoją drogą, dobrze, że to niebieski a nie jakiś różowy ;D Co nie zmienia faktu, że ja bym zamordowała Jasmine na miejscu i to wyjątkowo brutalnie (chociaż na moich włosach to wyszedłby jedynie jakiś niebieski błysk).
    Świetnie Ci wyszedł opis sceny, w której prawie się pocałowali, tylko telefon zadzwonił. Nigdy nie podejrzewałam, że weźmiesz się za wątki romantyczne, a tu proszę, jak ładnie wychodzi xD Ale wyobrażam sobie, jaka Sati była wkurzona, jak Jim nazywał ich seanse "randkami" ;)
    Historia opowiedziana przez Amy była taka... smutna. Jej brat po prostu umarł, tak? Swoją drogą, to byłoby cudownie, gdyby jego "znajomi" istnieli naprawdę -_-
    Borze, jaki ten Ramiro agresywny. I rzucił się akurat na Sati! Pewnie dlatego, że to ona znalazła jego klucz? Dobrze, że chłopcy wykazali się trzeźwością umysłu i zasypali go solą. Jasmine oczywiście rozwaliła mnie swoim taktem ;D
    Kurczę, w życiu nie wpadłabym na ten atrament sympatyczny. Na szczęście oni mają kogoś takiego, jak Alex ;)
    Jeszcze jeden rozdział. Czeeeemuuuu? :( Będę płakać i tęsknić za nimi wszystkimi -_- Ale oni mają fajnie w tym internacie, czasami chciałabym chodzić do takiej szkoły.
    Biorąc pod uwagę fakt, ile czasu zajęło mi napisanie tego komentarza, to kurde, powinien być pięć razy dłuższy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jaki komentarz długi. Chyba najdłuższy w twojej pisarskiej karierze xD
      Powiedzmy, że ten numer z włosami i Ramiro rzucający Sati o ścianę wyrównali nieco rachunki między dziewczynami :)
      No ja właśnie też nigdy nie podejrzewałam, że się wezmę za wątki romantyczne, bo ile się nad nimi trzeba namordować, żeby chociaż ze dwa zdania napisać -_-
      Szczególnie Remus, nie? :D Swoją drogą ciekawe, że nikt nie zwrócił uwagi na smoka, który wolał rycerzy. Myślałam, że zaraz się zaczną podniety wątkiem homoseksualnym xD
      Właściwie, to nie zastanawiałam się, co się mogło stać z Adamem, ale są dwie możliwości: przedawkował albo tak się wkręcił w ćpanie, że ani myśli wracać do rodziny, która wysłałaby go na odwyk.
      No tak, od Sati wszystko się zaczęło, no i ona jedyna zna hiszpański, a informację należało przekazać :)
      Tak, Alex i jego fascynacja filmami przygodowymi ^^
      Bo teeeeemuuuu ^^ Ciągle zapominasz o epilogu, on też będzie miał kilka stron xD Jeśli nie wrócę do kontynuacji, to specjalnie dla ciebie ją obmyślę i ci wszystko opowiem ;)
      Przeczytałam 'internecie'
      Nie narzekaj, i tak jest superdługi ;d

      Usuń
    2. A widzisz, rozwijam się ;D Ale pisałam go chyba dwie godziny O.o
      No to mam nadzieję, że już będzie dobrze między nimi xD
      I tak Ci ładnie ten wątek wyszedł, mi by przez palce nie przeszedł, chociaż w sumie to nigdy nie próbowałam. Ale widzę, jak Ciebie to wkurza ;D
      Tak, Remusa od razu rozpoznałam. Zwróciłam uwagę na smoka! Ale stwierdziłam, że wątek homoseksualny przy jednoczesnym prowadzeniu romantycznego, to już dla Ciebie za dużo ;D
      W każdym razie wiara Amy w słowa swojego brata była bardzo smutna.
      I tak to dla mnie za mało, rozdział i epilog, ale widzę, jak Cię ta historia już wkurza ;]
      Opowiesz mi, opowiesz!

      Usuń
  4. Rewelacyjny rozdział!!! Sati i Jim fajnie by było jakby byli ze sobą no ale Jas będzie im przeszkadzać niestety... Zemsta Jas no nieźle sobie to wymyśliłam :D ale niebieski jest fajny więc musiała też w miarę wyglądać :D:D. Jestem bardzo ciekawa co wydarzy się dalej :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo :) Dam im taką szansę :)
      A Jim uważa, że Sati wygląda w niebieskich włosach uroczo. Może uda mi się wcisnąć tę scenę do następnego rozdziału :)

      Usuń
  5. A ja znowu z opóźnieniem. Co zrobić, nie każdy ma wakacje. Podoba mi się pomysł z sympatycznym atramentem.
    Pogubiłam się nieco, ale to tylko moja wina. Już sama nie wiem co sądzić o Sati, ale nie ważne.
    Moje komentarze tracą na wartości. Czas to zmienić.
    Całuję!

    OdpowiedzUsuń
  6. Po pierwsze nie spodziewałam sie,ze tak blisko juz do końca tego opowiadania. Smutno! Ale trzeba przyznac, ze coraz bliżej jesteśmy rozwiązania. Fajnie, ze juz cała piątka bierze udział w tej sprawie, aczkolwiek wolałabym, żeby Sati juz sie przyznała do swoich uczuć, skoro Jasmine juz wreszcie dała sobie spokój. Pewnie w następnym rozdziale juz tak bedzie. Mam nadzieje

    OdpowiedzUsuń