5 maja 2012

Prolog - Martwi nie zdradzają tajemnic

Aby zachować autentyczność wydarzeń, wypowiedzi bohaterów zapisałam w języku hiszpańskim. Mam nadzieję, że tych kilka odnośników Was nie zniechęci. Wystarczy kliknąć na odpowiedni numer, a zostaniecie automatycznie przeniesieni do tłumaczenia. Prolog jest zapisem wydarzeń z przeszłości, a właściwa akcja rozpocznie się od pierwszego rozdziału. Byłabym wdzięczna za wytknięcie wszystkich błędów, które mi umknęły. To chyba tyle. Miłej lektury!
~ * ~

Błyskawica rozcięła czarne niebo, na krótką chwilę wydobywając z mroku statek, który pośród otaczających go wód oceanu wyglądał niczym maleńka łupina orzecha, zdana na łaskę morderczego żywiołu. Fale, wdzierając się na pokład, zmywały wszystko, co stanęło im na drodze. Marynarze, uwijając się pośród olinowania, starali się zapanować nad okrętem, co i rusz ślizgając się na pokrytym wodą deku.
- ¡Capitán! – wykrzyczał pierwszy oficer, wbiegając na mostek. - ¡Capitán! Los piratas ingleses se acercan muy rápido. ¿Qué hacemos?[1]
Kapitan rzucił mu ponure spojrzenie. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Łódź angielskich korsarzy zbliżała się z niesamowitą prędkością; była mniejsza, szybsza i zwinniejsza, a galeon hiszpański został wyładowany po brzegi złotem i kamieniami szlachetnymi z Nowego Świata, co tylko go spowalniało. Bezpośrednie starcie z piratami zbliżało się nieuchronnie. W najlepszym wypadku zostało im kilka godzin, aż Anglicy pojawią się w polu widzenia i kolejnych kilka, zanim zbliżą się na tyle, by rozpocząć abordaż.
Ogromna fala uderzyła w bok statku, sprawiając, że przechylił się na bakburtę, a wszystko, co nie zostało trwale do niego przymocowane, potoczyło się po podłodze. Kałamarz roztrzaskał się z głośnym brzdękiem, rozpryskując atrament na deskach. Kolejna błyskawica rozświetliła niebo na kilka sekund, ale wystarczyło to w zupełności, by ukazać ciemny kształt w oddali.
Kiedy statek wrócił do poprzedniej pozycji, kapitan wyprostował się i z zamyśleniem pogładził chłodną, metalową odznakę, przypiętą do jego munduru. Podłoga zaskrzypiała pod jego ciężkimi, żołnierskimi butami. Przysięgał Jej Królewskiej Mości, że zadba o bezpieczeństwo skarbu, dlatego teraz nie zamierzał pozwolić, by obrzydliwi korsarze położyli swe brudne łapska na tym, co należało do jego ukochanej Hiszpanii. Decyzja zapadła.
- Vamos a esa tierra. ¡A todo trapo![2]
Zbliżali się do lądu z zastraszającą wręcz prędkością, wspomagani przez silny wiatr i wysokie fale, chłostające burty statku, raz z jednej, raz z drugiej strony. Dowódca z obawą oglądał się przez ramię, próbując wypatrzyć w ciemności wrogi statek, chociaż wiedział, że sztorm działał na ich korzyść, o wiele bardziej poniewierając mniejszą łódź, która na jakiś czas pozostała w tyle. Doskonale zdawał sobie sprawę z ryzyka swojego planu, ale w tej chwili żaden inny pomysł nie przychodził mu do głowy.
Me quedaré allí y esconderé el tesoro para que los ingleses no lo encuentren[3] – zdradził przyjacielowi swój zamiar.
Pierwszy oficer spojrzał na niego z niedowierzeniem.
- ¡El barco no puede perder su capitán! Yo iré[4] - postanowił.
Kapitan zastanowił się przez chwilę. Choć nie było to łatwe, musiał przyznać rację swojemu zastępcy  –  nie mógł opuścić okrętu, bo bez jego zwierzchnictwa marynarze mogli wszcząć bunt, a na to nie mógł pozwolić, biorąc pod uwagę fakt, że Anglicy siedzieli im na ogonie. Nie było czasu na tłumienie zamieszek, więc z ciężkim sercem skinął głową na znak zgody.

Przetransportowanie skarbu z ładowni galeonu na ląd nie było łatwe i zabrało żeglarzom mnóstwo czasu. Przemoczeni od stóp do głów, pływali w tę i z powrotem na szalupach, wypchanych po brzegi skrzyniami ze złotem, wiosłując z całych sił, by jak najszybciej wypełnić rozkazy dowódcy i wrócić na bezpieczny statek. Na szczęście burza powoli się oddalała i morze stawało się spokojne, co pozwoliło im pospiesznie dokończyć wyładowanie klejnotów.
Na brzegu pozostała już tylko jedna szalupa, oczekująca na powrót kapitana, który kilka chwil wcześniej udał się w głąb lądu, by pożegnać się ze swoim przyjacielem. Pożegnanie nie należało do najłatwiejszych – trudno jest pogodzić się ze świadomością, że w ciągu najbliższych godzin obaj zostaną narażeni na śmiertelne niebezpieczeństwo: kapitan na potyczkę z piratami, a pierwszy oficer na samotną tułaczkę w obcym kraju, odpowiedzialny za złoto Hiszpanii.
Stali tak w milczeniu, niepewni, co można lub wypada powiedzieć, a wielkie krople spadające z nieba rozpryskiwały się wokół ich stóp, wyrzucając w górę grudki ziemi, które osiadały na ich wysokich, skórzanych butach. Światło z czterech lamp naftowych, zawieszonych na ganku pobliskiego domu, wystarczyło, by rozjaśnić nieco okolicę. Mijało ich właśnie sześciu marynarzy, niosących zwiotczałe ciała młodego małżeństwa i ich dwójki dzieci: chłopczyka i dziewczynki, których chwilę wcześniej pozbawiono życia, by miejsce ukrycia skarbu pozostało tajemnicą. Kapitan, widząc to, przeżegnał się. Choć bolało go serce, wiedział, że nie było innego wyjścia. Czasem, dla dobra większości, ofiara jest konieczna. Ofiara, którą, być może, i im przyjdzie wkrótce złożyć.
Ścisnął mocniej zawiniątko, które trzymał w ręce. Wyciągnął dłoń przed siebie i odwinął rogi mokrego materiału, tym samym ukazując okrągły, złoty przedmiot słusznych rozmiarów. Przetarł go delikatnie tkaniną i z namaszczeniem przekazał drugiemu mężczyźnie.
- Toma este astrolabio para que puedas volver a tu casa, amigo[5]- powiedział dowódca ze wzruszeniem, oddając przyjacielowi swój największy skarb – prezent, który otrzymał od Jej Wysokości po powrocie z pierwszej wyprawy po złoto. – Y recuerda: el tesoro no puede ser descubierto.[6]

Wiele tygodni później samotny mężczyzna stał na skraju klifu, uparcie wpatrując się w linię horyzontu. Codziennie przychodził w to samo miejsce i wypatrywał zbliżającego się statku. Każdego dnia jego nadzieje znikały wraz z zachodem słońca, gdy morze spowijał mrok i jego oczy nie mogły już niczego dojrzeć.
Tylko jedno dzieliło go od całkowitego wypełnienia zadania, powierzonego mu przez kapitana.  Spojrzał w przepaść rozciągającą się u jego stóp i ujrzał tam spienione fale rozbijające się o skalistą ścianę urwiska. Nikt nie może znać miejsca ukrycia skarbu. Nikt.  
- El tesoro no puede ser descubierto[7] – powtórzył cichutko słowa dowódcy. Wziął głęboki oddech i zrobił jeden malutki krok do przodu.
Nazywał się Ramiro Cortez i był pierwszym oficerem na hiszpańskim statku el Salvador



[1] Kapitanie! Angielscy piraci szybko się zbliżają. Co robimy?
[2] Płyniemy na tamten ląd. Cała naprzód!
[3] Zostanę tam i ukryję skarb tak, żeby Anglicy go nie znaleźli.
[4] Statek nie może stracić kapitana! Ja pójdę.
[5] Weź to astrolabium, żebyś mógł wrócić do domu, przyjacielu.
[6] I pamiętaj: skarb nie może zostać odkryty.
[7] Skarb nie może zostać odkryty

3 komentarze:

  1. Zajefajnie się zapowiada. serio. to był świetny pomysł z hiszpańskimi dialogami.
    oglądałaś Piratów z Karaibów ?
    to z ciekawości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba :)
      Oglądałam wszystkie części Piratów ^^

      Usuń
  2. Fantastycznie piszesz! Nigdy jeszcze nie spotkałam tak wspaniałego bloga! Fajny pomysł i wykonanie!

    OdpowiedzUsuń