28 września 2012

Rozdział 9 - Mapa skarbów

Epilog pojawi się za dwa tygodnie.

~ * ~

Mapę na dobrą sprawę nietrudno było odczytać. Małe choineczki oznaczały lasek, prostokącik na wzgórzu był ich obecnym miejscem zamieszkania, skupisko kwadracików na końcu wstęgi przypominającej drogę symbolizowało miasto, a fale na wschodzie udawały ocean. Wielce wymowny był też krzyżyk gdzieś pomiędzy drzewkami, obok którego naskrobane ręką marynarza było tylko jedno słowo: atrévete, czyli odważ się.
Chociaż cała piątka rwała się, żeby zobaczyć, co tam znajdą, to solidarnie postanowili, że żadne z nich nie wyruszy na poszukiwania, dopóki Sati nie poczuje się lepiej. I choć dziewczyna usilnie starała się ich przekonać, że nic jej nie jest, to przeczyło temu krzywienie się i ciche posykiwanie przy każdym gwałtowniejszym ruchu. Próbowali więc jakoś zabić czas, zgadując, co tam może na nich czekać. Jedni myśleli o kopcach usypanych ze złota, inni o skrzyniach wypełnionych po brzegi kamieniami szlachetnymi, a w głowie Sati kształtowało się jakieś mgliste wyobrażenie o bogactwach, które umykało jej, jak tylko próbowała je skonkretyzować, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo już niedługo i tak mieli przekonać się, czym naprawdę jest skarb.
Z początkiem maja blondynka oznajmiła, że ma już dość bycia traktowaną jak osoba obłożnie chora i że jeśli jeszcze przez chwilę będą zwlekać, to szlag ją trafi z rozpierającej ją ciekawości. Reszta odetchnęła z ulgą, słysząc stwierdzenie, na które czekali przez dwa tygodnie.
Zaopatrzeni w dwie łopaty zwinięte z szopy („Pierwsza zasada filmów przygodowych – skarb prawie zawsze jest zakopany!” - pouczył ich chwilę wcześniej Alex), stanęli przed pierwszym problemem. Las był ogromny, a na mapie nie widniała żadna skala, która naprowadziłaby ich na dokładne miejsce ukrycia skarbu. To oznaczało, że nawet jeżeli jakimś szczęśliwym trafem znaleźliby się w odpowiedniej odległości od szkoły, to i tak mieli przynajmniej półkilometrowy pas ziemi do przekopania. A na to nie mieli ani siły, ani chęci.
- Tu musi być coś jeszcze – mruknęła w zamyśleniu Jasmine, wodząc palcami po starym pergaminie.
- A może chodzi o astrolabium? – zapytał Jim. – Przecież nie odkryliśmy jeszcze, do czego ono może nam się przydać.
Kiedy reszta wdała się w dyskusję, Sati ułożyła się wygodnie na niewielkiej polanie gdzieś w lasku i przymknęła oczy. Słońce przyjemnie ogrzewało jej twarz, więc postanowiła, że poleży tak jeszcze przez chwilkę i pomyśli nad rozwiązaniem sprawy.
Byli już tak blisko. Oczywiście, dopuszczała do siebie myśl, że i tym razem mogą znaleźć kolejną wskazówkę, zamiast spodziewanego skarbu, ale każda podpowiedź oznaczała, że są już coraz bliżej. Co znaleźli do tej pory? Klucz zamurowany w ścianie, w którym znajdowała się zagadka prowadząca do starego popiersia, a liczba sylab (jak oni w ogóle na to wpadli?) tegoż samego zdania wskazywała położenie książki, w której Ramiro podkreślił słowa prowadzące do posągu, gdzie ukryte było astrolabium. No i jeszcze ta nieszczęsna mapa między okładką a okładziną, której nie mogli rozgryźć, chociaż wydawało się to banalnie proste. Co im umykało?
Sięgnęła po pergamin trzymany przez Jaz i przyjrzała mu się uważnie. Alex zajrzał jej przez ramię, a Jim poszedł w jego ślady, jak tylko podał Amy astrolabium.
Drzewa. Szkoła. Miasto. Droga. Te elementy były oczywiste i nikt się, co do tego nie sprzeczał. W każdym filmie, serialu, czy książce X oznaczał miejsce ukrycia skarbu, tym razem musiało być tak samo; tylko jak do niego dotrzeć? Ramiro na pewno nie kazałby swojemu kapitanowi przekopywać całego lasu, bo wzbudziłoby to podejrzenia w miejscowej ludności. Jedynym nieoczywistym punktem całej mapy były dwa rządki kresek prowadzące od pierwszych drzew do małego X, więc to na nich Sati postanowiła się skupić.
- Jak myślicie, co one oznaczają? - zapytała, wskazując na przerywane linie.
- Na mapach prowadzących do skarbu często w ten sposób oznaczano którędy trzeba iść, ale nam to i tak nie pomoże, bo to wciąż niedokładne określenie – wyjaśnił zamyślony Alex.
- Może tak, może nie – powiedziała powoli Sati, bo nagle zaświtała jej w głowie pewna myśl. - Pamiętacie, jak liczyliśmy sylaby, żeby znaleźć El Cantar de mio Cid? - zwróciła się do Alexa i Amy. - Może to jest ilość kroków, które trzeba wykonać, żeby dojść na miejsce?
Po szybkim przeliczeniu wyszło na to, że kreseczek dzielących ich od upragnionego celu było sześćdziesiąt osiem.
- Jak do tej pory to nasz jedyny trop. - Wzruszyła ramionami Amy. - Zbierajcie tyłki, trochę sobie pochodzimy.
Wrócili na skraj lasu, ustawiając się w pewnej odległości od siebie, by znaleźć się jak najbliżej potencjalnego miejsca ukrycia skarbu. Gdy Sati doliczyła do dziesięciu, wszystkie dziewczyny musiały zacząć od nowa, ponieważ Jasmine rozsądnie zauważyła, że Ramiro był dorosłym mężczyzną, więc i kroki, które stawiał musiały być dość duże.
W efekcie każdy znalazł się w innym miejscu. Jaz i Amy zostały w tyle, Sati – najniższa z nich wszystkich – stanęła za Alexem tylko dlatego, że na początku wzięła rozbieg, który umożliwił jej wykonywanie dużych susów, a sylwetka Jamesa była daleko przed innymi.
- Chyba coś widzę – krzyknęła do reszty czerwonowłosa, mrużąc oczy. - Myślę, że gdyby Jim zaczynał w moim miejscu, to mógłby teraz znaleźć się w okolicy tego czegoś.
Brunet odkrzyknął do reszty:
- Nic stąd nie widzę, drzewa zasłaniają mi widok.
Za to Alex wytężył wzrok i poparł Amy:
- Tam faktycznie coś jest. - Wbił znalezioną niedaleko gałąź w miejsce, w którym stał i ruszył w kierunku znaleziska. Reszta poszła w jego ślady, zaznaczając swoje pozycje kamieniami lub kopiąc butami niewielki dołek.
Gdy dotarli na miejsce, ich oczom ukazała się stara, zniszczona studnia, której deski w różnych odcieniach szarości skrzypiały przy każdym silniejszym podmuchu. Kołowrót był zupełnie zardzewiały, a postrzępiona lina delikatnie unosiła się na wietrze; wiaderko, którym kiedyś wydobywano wodę, zniknęło.
Wszyscy obecni zaczęli opukiwać i obmacywać drewno centymetr po centymetrze oraz zaglądać w każdą, nawet najmniejszą szparę. Kiedy nic nie znaleźli, James niechętnie podniósł łopatę i zaproponował, żeby sprawdzili miejsca, które wyznaczyły im ich własne kroki. Wtedy rozległ się cichy plusk – to Amy wrzuciła kamień do studni.
- Mówisz, że tam pisze odważ się? - zwróciła się do Sati, sugestywnie zaglądając w ciemną otchłań.
- Chyba nie sugerujesz tego, co myślę, że właśnie sugerujesz... - mruknęła z niedowierzaniem blondynka.
- Nie mówię, że mi się to podoba, ale ta studnia jest stara. I to tak stara, że na pewno była tu za czasów Corteza. Lepiej upewnić się, że w stu procentach nie chodzi o nią, zanim zaczniemy przekopywać cały las – stwierdziła spokojnie, wzruszając ramionami, jakby w ogóle nie interesowało ją, jaką decyzję podejmą.
Sati musiała się z nią zgodzić. Niechętnie, co prawda, ale musiała to zrobić. Ta studnia była w tej chwili ich najlepszą opcją i powinni mieć całkowitą pewność, zanim kompletnie wykluczą ją z poszukiwań. Na samą myśl, że aby odnaleźć skarb, musiałaby zejść na dół, wzdrygnęła się z obrzydzenia.
- Alex, znajdź mi jakiś patyk. Reszta wyskakiwać ze sznurówek, sprawdzimy głębokość studni – rozkazała i zaczęła wyciągać z adidasów szare sznurowadła, które następnie związała ze sobą.
- Uwielbiam, kiedy się tak rządzisz. - James mrugnął do niej, podając dwa długie, czarne sznurki.
Sati wywróciła oczami, ale zdołała zauważyć, jak Jaz zaciska usta i odwraca głowę, żeby na nich nie patrzeć, nie skomentowała jednak wypowiedzi Jima. Blondynka pomyślała, że ostatnie wydarzenia, kiedy to Ramiro nieźle ją sponiewierał, faktycznie musiały napędzić dziewczynie stracha.
Związała cztery pary sznurówek i na samym końcu umieściła długi patyk, a następnie powoli opuściła go w głąb studni. Jeśli woda wciąż sięgała wysoko, nie było szans, żeby Cortez dał radę schować tam skarb, co więcej, bardzo prawdopodobne, że po tylu latach jego część wypłynęłaby na powierzchnię. Z kolei jeżeli woda była płytka...
Gałąź dotknęła dna. Wszyscy jak jeden mąż pochylili się nad otworem, zasłaniając światło słoneczne tak, że nie było widać nic, prócz czarnej, bezkresnej otchłani. Sati warknęła, żeby się odsunęli, a kiedy grzecznie usłuchali, do środka zajrzały złociste promienie, oświetlając wnętrze. Patyk wystawał nad taflą.
Blondynka westchnęła ze zrezygnowaniem. Bardzo chciała znaleźć skarb, ale w tej sytuacji z całego serca modliła się, by studnia nie była częścią poszukiwań i by żadne z nich nie musiało schodzić na dół.
- No to ja pójdę po linę – przerwał ciszę Alex. - Widziałem jakąś w szopie, kiedy zabieraliśmy łopaty.
Gdy zniknął za linią drzew, reszta wymieniła niepewne spojrzenia. Sati rozdała z powrotem rozsupłane sznurowadła.
- Wiecie, może nie warto... - mruknęła nieśmiało Amy, przeplatając sznurówki w wymyślny sposób.
- Ja tam NA PEWNO nie zejdę. Fuj! - Wzdrygnęła się Jasmine. Sati nie wiedziała, czy było to tylko udawane, czy – wnioskując po własnej reakcji – myśl o zejściu na dół naprawdę tak ją brzydziła.
Alex zjawił się z przerzuconą przez ramię, zwiniętą liną i dwiema latarkami, co było dość rozsądnym pomysłem, zważywszy na fakt, że słońce chyliło się już ku zachodowi, a na dole jasno raczej nie było.
- Zejdę tam – oznajmił, krzywiąc się. Podał Jamesowi sznur, gdy ten już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. - Ktoś musi mnie stamtąd wyciągnąć.
Alex wsadził latarkę do kieszeni i obwiązał się w pasie liną, której drugi koniec Jim zawiązał wokół najbliższego drzewa.
- Ja też idę. - Sati wypowiedziała te słowa na głos, zanim zdała sobie sprawę z tego, że w ogóle zamierza coś mówić. - Ani trochę mi się to nie uśmiecha, ale możliwe, że potrzebna będzie znajomość hiszpańskiego.
- To ja też – westchnęła Amy. - Nie pozwolę, żebyście zgarnęli całą sławę dla siebie.
Alex podał jej drugą latarkę i opuścił się powoli w dół. Zaraz po nim przyszła kolej na Sati. Było to bardzo nieprzyjemne doświadczenie. Gruba lina ściskała ją w pasie, akurat w miejscu, w którym Ramiro nabił jej siniaka, więc wstrzymała oddech, z całych sił starając się nie jęknąć. Schodząc powoli w dół, kurczowo trzymała się sznura, który ranił jej dłonie. Wreszcie stanęła na nogach. Poczuła jak do butów wlewa jej się woda i przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.
- Fuj – powtarzała w kółko, usiłując powstrzymać nagłą ochotę zwymiotowania, kiedy Alex odwiązał linę i odciągnął ją trochę w bok.
Po chwili Amy stanęła przy nich.
- Ugh, co za smród! - jęknęła. Dopiero teraz do Sati dotarło, że dookoła nich faktycznie unosił się stęchły odór zgnilizny; zasłoniła nos koszulką, żeby chociaż odrobinę zniwelować ten nieprzyjemny zapach.
- Zaraz się przyzwyczaicie – mruknął Alex. - Chodźcie, tu jest coś na kształt tunelu.
Dookoła było strasznie ciemno, na szczęście dwa niewielkie światełka latarek pozwalały im dostrzec, gdzie idą. Sati właściwie cieszyła się, że nie może zobaczyć wszystkiego, co ich otacza, bo na myśl o... mieszkańcach tego miejsca (Piękny eufemizm na te wszystkie robale – pomyślała z przekąsem) miała ochotę uciec z piskiem. Wystarczyło jej, że wszędzie dookoła była ziemia, poprzetykana splątanymi korzeniami i większymi lub mniejszymi kamieniami. Skupiała się raczej na plecach blondyna, które miała przed sobą i skuleniu się na tyle, żeby istniała jak najmniejsza możliwość na stanowienie kuszącego celu dla mieszkańców.
Ich „spacer” nie trwał nawet pół minuty, ale i tak droga dłużyła im się niesamowicie. Sati z ulgą przyjęła słowa Alexa, że dalej nic nie ma. Stanęli i rozejrzeli się dokoła, starając się oświetlić każdy centymetr ścian.
Znajdowali się w części, w której tunel rozszerzył się nieco i przybrał bardziej okrągłoidalny kształt, bo okręgiem tego nazwać się nie dało, ale kto wymagałby perfekcji od człowieka pracującego w takim miejscu? Sati schyliła się odrobinę, bo sklepienie było tutaj naprawdę nisko. Kątem oka zauważyła, że jej przyjaciele robią dokładnie to samo.
Coś mignęło w świetle latarki Alexa, którą przeczesywał ściany tunelu. Trwało to może ułamek sekundy, ale wystarczyło, by przyciągnąć ich wzrok. W zagłębieniu ściany znajdowała się drewniana skrzynka z metalowym zamkiem, który najpewniej spowodował ten krótkotrwały odblask. Jak tylko blondyn wsadził ją pod pachę, usłyszeli przerażony pisk Amy, która wymachiwała rękami we wszystkie strony, jakby próbowała coś od siebie odgonić. Sati, chcąc jej pomóc, natychmiast do niej doskoczyła i, zanim zdążyła cokolwiek zrobić, poczuła, jak ostry ból przeszywa jej głowę. Potem straciła przytomność.

- Sati? Sati, kochanie?
- Tata? - zareagowała odruchowo na znajomy głos. Szybko skarciła się w myślach: idiotko, co on by tutaj robił?
Potem uderzyła ją pewna myśl – tutaj, to znaczy gdzie? Otworzyła oczy i zdezorientowana rozejrzała się po pomieszczeniu. Leżała w łóżku, ale nic, co ją otaczało, nie wyglądało znajomo. Pokój, w którym się znalazła miał szare ściany i okno jeszcze w starych, drewnianych ramach, w tej chwili przesłonięte białymi, pionowymi żaluzjami, dzięki którym dokoła panował przyjemny półmrok. Za otwartymi drzwiami mignęła jej przechodząca pielęgniarka.
Sala szpitalna. Dlaczego jestem w szpitalu?
- Kochanie, jak się czujesz? - Znowu ten znajomy głos.
Blondynka obróciła głowę i syknęła z bólu, kiedy poczuła, jakby wewnątrz jej czaszki tysiące bębnów odgrywało melodię wojenną. Przez łzy, którymi zaszły jej oczy, dostrzegła sylwetkę postaci, której nie pomyliłaby z nikim innym.
- Tata? - zapytała z niedowierzaniem. - Co ty tutaj robisz?
- Marta zadzwoniła do mnie, jak tylko dowiedziała się, że miałaś wypadek – poinformował ją, wpatrując się w nią z troską. - Co wam strzeliło do łbów, żeby tam schodzić? Przecież to niebezpieczne! Mogło nie skończyć się na rozciętej głowie!
No tak, już pamiętała. Zeszli do studni, bo liczyli na to, że Ramiro ukrył tam skarb. Alex znalazł jakąś skrzynkę, a Amy zaczęła krzyczeć i kiedy szarpnęła czymś zwisającym ze sklepienia, Sati oberwała w głowę, pewnie kamieniem, których tyle tam było. Musieli ją jakoś przetransportować do Whiton. Ciekawe, jak długo była nieprzytomna...
- Ach, jest i moja ulubiona pacjentka!
Do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna w kitlu lekarza i uśmiechnął się szeroko, widząc, że blondynka już nie śpi. Sati ze zdziwieniem zanotowała, że skądś go zna, jednak dobrą chwilę zajęło jej przypisanie do twarzy odpowiedniego imienia. Wreszcie coś zaskoczyło.
- Vincent!
Wnuk właściciela antykwariatu, dzięki uprzejmości którego zdobyli Pieśń o Cydzie, bardzo się zmienił przez tych kilka miesięcy. Na plus, ma się rozumieć. Jego skóra nabrała zdrowego, rumianego odcienia, a sińce pod oczami niemal zniknęły; nie wyglądał też na tak zmęczonego jak poprzednio.
- Myślałam, że zostaniesz tylko, żeby załatwić formalności związane z antykwariatem – zauważyła, z trudem przypominając sobie jego słowa i to, że był studentem medycyny. - Jesteś teraz lekarzem?
- Praktykantem – poprawił ją, świecąc jej latarenką w oczy i prosząc, by wykonała szereg poleceń. - Taki miałem plan, ale po wizycie twojej i twojego kolegi nie mogłem się przemóc, żeby tak po prostu sprzedać miejsce, które dla mojego dziadka było całym życiem. Najpierw chcę znaleźć odpowiednią osobę, no wiesz, taką, która nie zniszczy dorobku jego życia. No i w Whiton mieszka pewna wyjątkowa dziewczyna, która jakimś cudem zwróciła na mnie uwagę. – Mrugnął do niej psotnie. - A teraz powiedz mi jak się czujesz.
- Jakby stado słoni przebiegło mi po głowie – odparła natychmiast.
- Reakcja prawidłowa. Poproszę pielęgniarkę, żeby przyniosła ci leki przeciwbólowe, a lekarz obejrzy cię podczas wieczornego obchodu. Jeśli badania nie wykażą żadnych nieprawidłowości, jutro rano będziesz mogła wyjść.
Kiedy był już w drzwiach, odwrócił się i powiedział:
- A właśnie, twoi przyjaciele najwyraźniej skończyli już zajęcia w szkole i nie możemy ich dłużej powstrzymywać przed zobaczeniem się z tobą. Powiem im, żeby dali wam jeszcze kilka minut, a potem, mam nadzieję, nie zamęczą cię za bardzo.
Gdy wyszedł, znowu została sam na sam z tatą.
- Martwiłem się o ciebie – powiedział z tym swoim melancholijnym wyrazem twarzy, a Sati coś ścisnęło w żołądku, kiedy pomyślała, że znowu jest przez nią smutny. - Jesteś na mnie zła za wysłanie cię do tej szkoły, rozumiem. Nie powinienem był tego robić wbrew twojej woli, ale niespędzenie ze mną świąt było okrutnym sposobem, żeby mi to uświadomić.
- Mówisz to tak, jakbym to ja nie chciała spędzać z wami Bożego Narodzenia – stwierdziła, może nieco zbyt agresywnie, podnosząc się na łokciach, ale szybko tego pożałowała, bo ból głowy wzmocnił się dwukrotnie.
- No przecież dzwoniłaś – odpowiedział zaskoczony, wiercąc się niespokojnie na drewnianym krześle obok łóżka. - Powiedziałaś Mandy, że zamierzasz zostać w szkole, a kiedy dzwoniłem, żeby cię przekonać, nie odbierałaś moich telefonów.
Sati poczuła jak gotuje się w niej krew. Mogła się tego spodziewać, dobrze wiedziała, że macocha jej nie znosi. Zacisnęła zęby, żeby nie powiedzieć przy tacie kilku niecenzuralnych słów.
- Zadzwoniłam zapytać, kiedy po mnie przyjedziesz – wyjaśniła, zaciskając pięści z całych sił; kto wie, co by zrobiła tej francy, gdyby tu była. - Mandy powiedziała, że postanowiliście świętować beze mnie, bo zakładacie nową rodzinę, w której dla mnie nie ma już miejsca.
- CO TAKIEGO? - zapytał ojciec ze wzburzeniem. - Jak ona mogła ci coś takiego powiedzieć?! Jak mogłaś w coś takiego uwierzyć?!
- To naprawdę tak cię dziwi? - Sati specjalnie zaakcentowała drugie słowo; dla niej nienawiść macochy była oczywista, sądziła, że ojciec też ją widział. - Tato, ona mnie nie cierpi od samego początku! Wiem, że pomogła ci się pozbierać po śmierci mamy, ale nigdy nie uwzględniała mnie w swoich planach. Nigdy.
Drzwi otworzyły się na oścież i do środka weszła pielęgniarka, postukując cicho niewielkimi obcasami. Podała Sati dwie tabletki, które dziewczyna natychmiast popiła szklanką wody, z ulgą uświadamiając sobie, że łupanie w głowie niedługo ustanie.
Kobieta minęła w drzwiach czwórkę rozemocjonowanych nastolatków, którzy nie byli pewni, czy wolno im przekroczyć próg. Dopiero kiedy Sati im pomachała, z uśmiechem rzucili się w jej stronę, przekrzykując jeden drugiego tak, że blondynka nie mogła zrozumieć ani jednej wypowiedzi.
- Naciesz się przyjaciółmi – powiedział nadzwyczaj opanowany tata, zbierając się do wyjścia – bo jak tylko skończy się rok szkolny, zabieram się do domu. Ostatnią klasę skończysz w poprzedniej szkole. Bez dyskusji – dodał, widząc oburzenie córki.
Kiedy wyszedł, w pomieszczeniu zapadła cisza; żadne z nich nie wiedziało, jak ma zareagować na taką wiadomość. Sati, postanowiwszy, że porozmawia z ojcem, zadała nurtujące ją od jakiegoś czasu pytanie.
- Co było w skrzynce?
Pozostali spojrzeli po sobie z konsternacją.
- Klucz, który znalazłaś w ścianie, idealnie pasował do tamtego zamka – wyjaśnił jej Alex. - Mam nadzieję, że nie gniewasz się na nas za zabranie go.
Amy wyciągnęła z brązowej torby srebrny łańcuszek z zawieszonym na nim kluczykiem oraz pergamin i podała blondynce oba przedmioty. Wisiorek natychmiast wylądował z powrotem na jej szyi, a pergamin po rozwinięciu okazał się być wiadomością od Ramira, a nie mapą, jak na początku założyła Sati.
- Ayer... – zaczęła odczytywać na głos, ale Jasmine przerwała jej, prosząc:
- Mogłabyś od razu tłumaczyć? Nie mamy pojęcia, co tam jest napisane.
Blondynka przeczytała tekst trzy razy, upewniwszy się, że wszystko rozumie, chociaż tusz w kilku miejscach był tak wyblakły, że musiała się domyślać, jakie słowa zapisał tam Cortez. Treść wiadomości nie pozostawiała złudzeń.
- Wczoraj dotarły do mnie wiadomości o zatopieniu niedaleko stąd hiszpańskiego statku – przetłumaczyła. - Oznacza to, że korsarze zwyciężyli; na szczęście, dzięki pomysłowi Kapitana skarb nie dostał się w ich brudne łapska. Obawiam się jednak, że nie jest tutaj bezpieczny; będą go szukać. Postanowiłem się go pozbyć, by nie dostał się w niepowołane ręce. Jedynie Astrolabium, najcenniejszy Skarb Kapitana, pozostawiam w miejscu, z którego nikt, nawet najbardziej plugawy chrześcijanin, nie odważy się go zabrać. W nadziei, że jednak ktoś przeżył, pozostawiam wskazówki, które doprowadzą do tego listu oraz Skarbu Kapitana. Kimkolwiek jesteś, jeśli to czytasz, proszę, powiedz Hiszpanii, że pozostałem wierny rozkazom mojego Kapitana do końca”.
- Czyli... skarbu nie ma? - zapytał James. Do poszukiwań dołączył jako ostatni i właściwie nie wykazywał zbytniego entuzjazmu, ale najwyraźniej i jego musiała skusić wizja bogactwa.
- Wygląda na to, że wszystko, co z niego zostało, już mamy – mruknęła w odpowiedzi blondynka, oddając Amy pergamin i układając się wygodniej na poduszkach. Ziewnęła szeroko; widać leki zaczynały już działać, bo ból głowy odszedł w niepamięć. Miała wrażenie, że powinna czuć ogarniające ją rozczarowanie, ale ono jakoś nie przychodziło; będzie jeszcze czas, żeby się tym przejmować.
- I jesteś pewna, że nie napisał tam niczego, co byłoby kolejną wskazówką? - Szatynka wyglądała jakby właśnie zabrali jej sprzed nosa ulubioną zabawkę.
- Głucha jesteś? Przecież powiedziała, że pozbył się skarbu – zirytowała się czerwonowłosa.
- Dajcie spokój – uciszył je Alex i wskazał na zaspaną blondynkę. - Pogadamy o tym jutro.
James zawahał się przez chwilę, ale nie dołączył do reszty.
- Idźcie – powiedział. - Dogonię was.
Kiedy usłyszał, jak drzwi zamykają się za Alexem i dziewczynami, przysiadł na skraju łóżka.
- Więc już nie wrócisz? - spytał spokojnie.
- Nie, chyba nie. - Sati wpatrywała się w niego spod półprzymkniętych powiek.
- To... wiesz, cieszę się, że pogodziłaś się z ojcem, naprawdę, ale...
...co z nami? - niewypowiedziane pytanie zawisło w powietrzu.
- Jim? - zapytała sennym głosem.
- Hm? - Spojrzał na nią z nadzieją, licząc na to, że zrozumiała, co chciał powiedzieć.
- Przepraszam, leki zaczynają działać i trudno mi się skupić na tym, co mówisz – mruknęła cichutko, zasłaniając usta kołdrą, kiedy po raz kolejny nie udało jej się powstrzymać ziewnięcia.
Przygryzł wargę, walcząc z samym sobą.
- To nic, Sati, kolorowych snów.
Wpatrywał się jeszcze przez chwilę w jej rozluźnioną, śpiącą twarz, a następnie odgarnął jej za ucho jedno z niebieskich pasemek, którego kolor, pomimo zapewnień na opakowaniu, nie zszedł po kilku myciach. Nawet nie zdążył jej powiedzieć, jak uroczo według niego wyglądała w tak nietypowym kolorze włosów.
Pochylił się nad nią i złożył czuły pocałunek na jej czole, a następnie wyszedł na korytarz, cicho zamykając za sobą drzwi.

10 komentarzy:

  1. Komentarz będzie bardzo płaczliwy i pełen żalu.
    Ale jak to koniec? ;( Jak to? ;(
    I jak to: nie ma skarbu?! Ty intrygancie jeden! Ale w sumie coś takiego przeczuwałam, kiedy powiedziałaś mi, że zakończone wcale nie jest takie jednoznaczne ;D Aż się dziwię, że nie są wkurzeni, że tyle naszukali się na marne... chociaż to była niezła przygoda. Astrolabium też się na nic nie przydało, a zdobycie go przecież kosztowało dziewczyny spotkanie z pająkami xD
    A co się właściwie stało Sati? Oberwała tym kamieniem, tak?
    No i dobrze, że jej ojciec wreszcie się o wszystkim dowiedział. Mam nadzieję, że kopnie tą głupią krowę raz, a dobrze xD
    A co z nimi? Znaczy, z Sati i Jamesem? Powiesz mi? <3 A może to będzie w epilogu? *_*
    Mamma mia, jaki krótki ten komentarz i wcale nie taki płaczliwy O.o Ale za to pełen emocji xD
    Dlacego jusz koniec? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie koniec, jeszcze epilog :P
      A no tak to. Nie chciałam, żeby był całkowity happy end, więc padło na skarb. Są trochę zirytowani, ale świetnie się bawili podczas poszukiwań, więc nie mają czego żałować.
      Tak, Amy poczuła korzeń, wystraszyła się, szarpnęła nim i na Sati spadł kamień. Bałam się, że to nie będzie jasne, ale najwyraźniej da się domyślić ^^
      Reszta problemów rozwiąże się w epilogu, więc nie pisnę ani słówka, żeby nie psuć niespodzianki.
      Emocje są fajne ^^
      Bo jestem okropna i szybko się nudzę, dlatego :P

      Usuń
    2. Epilog to już będzie taki ostateczny koniec :(
      Nic nie napisałaś o korzeniu, więc wolałam się dopytać, czy czegoś nie przeoczyłam :) A była taka nutka grozy, że tam ktoś jest i ich napadł.
      No cóż, nie powinnam mieć do Ciebie żadnych pretensji, bo też się cholernie szybko nudzę... i to nawet szybciej -_-
      Pozostaje mi czekać na Atenorię *_*

      Usuń
    3. No chyba że napiszę tę kontynuację, o której ci wspominałam ;)
      Tak, zaatakował ich żyjący w studni wampir Ramiro, brat bliźniak ducha Ramira xD
      O właśnie. A ja chcę Bogina, Turniej albo Blacka. I to natychmiast ^^
      No cóż, prolog przeczytałaś, połowę 1 rozdziału w częściach też... Chyba nie masz na co czekać :P

      Usuń
    4. Napisz *_* Ale po Atenorii ^^
      Oj tam, mógł się tam czaić jakiś potworek xD
      Mam na co czekać. Na publikację! I też chcę Bogina, Turniej albo Blacka, ale nic na to nie poradzę... xD

      Usuń
    5. Po Atenorii miałam pisać to lekkie opowiadanie o czarownicy i kocie ;)
      Strzyga gustująca w dzieciach na przykład xD
      No dobra, CZYTELNIKU, zgodzę się ^^
      Ja będę kopać, żeby można było coś na to poradzić :P

      Usuń
  2. Witam, Twój blog został oceniony na www.oceny-legilimens.blogspot.com, zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy okazji, proszę o wybaczenie, bo o dodaniu kolejnego rozdziału opowiadania dowiedziałam się po publikacji oceny. Mam nadzieję, że nie będzie to dla Ciebie problemem...

      Usuń
  3. O nie... Myślałam,ze znajda coś wiecej.,, albo ze chociaż James bedzie miał szanse na serio poderwać sati... Ja rozumiemjej ojca, ale musi zrozumieć, ze sati ma przyjaciół, prada? Mam nadzieje, ze przedstawisz takawersje wydarzeń w epilogu

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, że komentuję z takim opóźnieniem, ale pierwszy tydzień na uczelni miałam tak zakręcony, że dopiero w weekend znalazłam czas na ogarnięcie się, a i tak muszę jeszcze przygotować prezentację.
    Ale wracając do rozdziału. Szczęka opadła mi do ziemi i nadal tam jest, bo nie może jakoś wrócić na swoje miejsce. Nigdy by mi nawet przez myśl nie przyszło, że nie będzie żadnego skarbu (chyba że to astrolabium okaże się nie wiadomo jak cenne, ale raczej w to wątpię). Nie spodziewałam się wielkich skrzyń ze złotem i klejnotami, ale myślałam, że będzie coś jeszcze, cokolwiek.
    Tak też myślałam, że to ta jędza doprowadziła do takiego obrotu zdarzeń. Aż szkoda, że Sati nie odebrała w święta telefonu od ojca. Ale dobrze, że teraz sobie to wyjaśnili. Mam jednak nadzieję, że w kwestii szkoły pozwoli zdecydować córce, szczególnie, że tutaj ma przyjaciół i w ogóle.
    I podziwiam ich, że tak weszli do tej studni, ja bym na zawał padła, bez względu na to jakie skarby mogłyby tam na mnie czekać.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń